Wszyscy wpatrywali się w ślad, gdzie spadł gigantyczny motylek, który roztrzaskując się o drzewo, rozsypał się w biały pyłek, przypominający cukier.
Po 15 minutach gapienia się bezczynnie, Ala wyjęła z kieszeni chińską pałeczkę, wbiła ją w ziemie i wszyscy wrócili do domu po magicznej kolorowej tęczy, zwiedzając cukierkową krainę...
Tak. Akurat. Nie wierzcie w te brednie. Cukierkowa kraina została wymyślona na potrzeby sprzedania koszulek firmowych i zebrania funduszy na zakup książek o wampirach i upadłych aniołach. Oraz ze względu na dzieci, bo przeraziłyby się prawdziwej wersji:
Kiedy motyl rąbnął w drzewo, nad naszą czwórką zebrał się rój motyli, który machał panicznie skrzydełkami. Iwona i Ala pierwsze odzyskały trzeźwość umysłu i, pociągając za szmaty Nicholasa i JB, pobiegły do super nowoczesnego odrzutowca z chromowanymi zakończeniami, koloru czarnego, na wysokim połysku. Wszyscy szybko wskoczyli do pojazdu. Po krótkiej walce z nalotem kosmitów z planety UbiDubi (że co proszę?) i stratach wojennych- roczny zapas dżemu firmy Łowicz, który napędzał poduszkowiec, wszyscy spadli i rozbili się o budynki. Bohaterowie zginęli, miasto nawiedziła plaga nieznanej dotąd choroby, aż wkrótce ludzkość zginęła, a karaluchy zaczęły rządzić światem. Koniec.
Po 15 minutach gapienia się bezczynnie, Ala wyjęła z kieszeni chińską pałeczkę, wbiła ją w ziemie i wszyscy wrócili do domu po magicznej kolorowej tęczy, zwiedzając cukierkową krainę...
Tak. Akurat. Nie wierzcie w te brednie. Cukierkowa kraina została wymyślona na potrzeby sprzedania koszulek firmowych i zebrania funduszy na zakup książek o wampirach i upadłych aniołach. Oraz ze względu na dzieci, bo przeraziłyby się prawdziwej wersji:
Kiedy motyl rąbnął w drzewo, nad naszą czwórką zebrał się rój motyli, który machał panicznie skrzydełkami. Iwona i Ala pierwsze odzyskały trzeźwość umysłu i, pociągając za szmaty Nicholasa i JB, pobiegły do super nowoczesnego odrzutowca z chromowanymi zakończeniami, koloru czarnego, na wysokim połysku. Wszyscy szybko wskoczyli do pojazdu. Po krótkiej walce z nalotem kosmitów z planety UbiDubi (że co proszę?) i stratach wojennych- roczny zapas dżemu firmy Łowicz, który napędzał poduszkowiec, wszyscy spadli i rozbili się o budynki. Bohaterowie zginęli, miasto nawiedziła plaga nieznanej dotąd choroby, aż wkrótce ludzkość zginęła, a karaluchy zaczęły rządzić światem. Koniec.
No
dobrze..może trochę ta opowieść jest podkoloryzowana. Prawdę
powiedziawszy nasza czwórka rozbiła się , ale przeżyła. Na dodatek
wylądowali w swoim mieście. Żeby odstresować się po ciężkiej podróży,
natychmiast poszli na most, żeby poskakać na bungie.
W swoim mieście ? Po jakichś 2 godzinach zorientowali się, że są w Nowej Zelandii. Taak. A tam można skakać z urwiska do wody. Justin pierwszy się na to zgodził. Ale on nie jedno już robił w swojej karierze. Już po chwili wszyscy rzucali się w ciemne i nieznane wody. Gdy tak sobie pływali, dopłynęli do małej, ukrytej jaskini. Podwodna jaskinia mieściła się na malutkiej wyspie.
- Co to za wyspa ? - zapytała Iwona, oglądając kolorowe kwiatki.
- No.. "Mako" - Ala przeczytała napis na tabliczce.
- "Nie śmiecić !" - dokończyła, widząc, że Justin rozrzuca błoto gdzie popadnie.
Weszli na szczyt wysepki. Z góry roznosił się widok na rafę koralową. Dziewczyny gapiły się na nią z otwartymi oczami.
- Nuda. - stwierdził Nick i zaczął schodzić. JB poszedł za nim.
Po godzinie dołączyły się do nich dziewczyny.
- Hmm.. Co tam macie ? - zapytała Iwona widząc chłopaków jedzących różowe owoce.
- Nie wiem, ale strasznie nakręca. - powiedział JB i zaczął skakać po całej wyspie.
- Gumi-jagody ! - krzyknęła Ala i zaczęła jeść owoce.
Tak się nakręcili, że jakimś cudem dotarli do swoich domów. Postanowili zrobić kanapki.
- A wiecie, że jak masło posypie się solą to wydziela się ciepło ? - zapytał Bieber, po czym wziął kostkę masła, posypał ją solą i trzymał nad nią rękę.
- Wydziela się ! Czuję to ! Woow ! - zaczął krzyczeć.
- Serio ? Pokaż - powiedziała, dosyć sceptycznie, Ala. Dała rękę nad masło, ale nim zdążyła się połapać Justin przycisnął jej rękę prosto w masło. Zaczął się śmiać, a Iwona razem z nim. Przybili sobie piątkę.
- Tyy... - powiedziała Ala idąc z wyciągniętą ręką na JB. Jej oczy zamieniły się w cienkie kreski. JB zrozumiał jej zamiary i zaczął uciekać.
Po 5 minutach gonitwy, Ala i JB zniknęli wszystkim z oczu. Iwona trwała w napięciu przez kilka sekund, po czym zobaczyła, jak Ala wraca z zadowoloną miną. Spojrzała na nią podejrzliwie.
-Co mu zrobiłaś...?
Ala spojrzała na koleżankę niewinnym wzrokiem i, wzruszając ramionami, odparła:
-Nie no nic..ale jak chcesz go jeszcze zobaczyć, to idź przeszukaj miejscowe studnie.
Iwona westchnęła.
Wyciąganie Justina ze studni (która nie była studnią, ale jakimś rowem o głębokości ok. 5 metrów) trwało do rana. Na miejsce przyjechała najpierw straż pożarna, potem miejska, a na koniec całe osiedlowe przedszkole. Utworzono sznur z dzieciaków, po czym wyciągnięto chłopaka, który w przypływie natchnienia, jakiego dostał w rowie, napisał piosenkę. Podbiegł do Ali i ją uściskał.
-Oh, dziękuję ci, gdyby nie ty, nie napisałbym tego hiciorowego kawałka.
-Zabierz..te..łapy..rany, ale z ciebie ciućmoch. - powiedziała Ala i uciekła od JB jak najdalej.
Zbliżała się Wielkanoc. Dziewczyny, w przypływie świątecznego nastroju wystroiły cały dom pisankami, kurczaczkami i gumowymi zającami, które straszyły Nicholasa i JB, bacznie ich obserwując podczas pobytu w łazience.
Pewnego dnia w telewizji ogłoszono konkurs na najbardziej Wielkanocne przebranie. Ala i Iwona natychmiast wypełniły formularze i zaczęły szukać odpowiednich ubrań. Chłopcy bronili się, grożąc nie wiadomo czym, byle by tylko nie iść na ten konkurs. Ale był na to sposób. Kiedy tylko Nicholas chciał skorzystać z łazienki i przechodził koło pokoju Ali, ta natychmiast otworzyła drzwi i zaciągnęła go do środka, aby następnie przebrać w kostium.
-Nie! -wrzeszczał chłopak.- Jestem za młody! Muszę utrzymać rodzinę! Mój brat cierpi na krzywicę mózgu, a matka ma grzybicę! Niee!
Ale już było za późno...
W swoim mieście ? Po jakichś 2 godzinach zorientowali się, że są w Nowej Zelandii. Taak. A tam można skakać z urwiska do wody. Justin pierwszy się na to zgodził. Ale on nie jedno już robił w swojej karierze. Już po chwili wszyscy rzucali się w ciemne i nieznane wody. Gdy tak sobie pływali, dopłynęli do małej, ukrytej jaskini. Podwodna jaskinia mieściła się na malutkiej wyspie.
- Co to za wyspa ? - zapytała Iwona, oglądając kolorowe kwiatki.
- No.. "Mako" - Ala przeczytała napis na tabliczce.
- "Nie śmiecić !" - dokończyła, widząc, że Justin rozrzuca błoto gdzie popadnie.
Weszli na szczyt wysepki. Z góry roznosił się widok na rafę koralową. Dziewczyny gapiły się na nią z otwartymi oczami.
- Nuda. - stwierdził Nick i zaczął schodzić. JB poszedł za nim.
Po godzinie dołączyły się do nich dziewczyny.
- Hmm.. Co tam macie ? - zapytała Iwona widząc chłopaków jedzących różowe owoce.
- Nie wiem, ale strasznie nakręca. - powiedział JB i zaczął skakać po całej wyspie.
- Gumi-jagody ! - krzyknęła Ala i zaczęła jeść owoce.
Tak się nakręcili, że jakimś cudem dotarli do swoich domów. Postanowili zrobić kanapki.
- A wiecie, że jak masło posypie się solą to wydziela się ciepło ? - zapytał Bieber, po czym wziął kostkę masła, posypał ją solą i trzymał nad nią rękę.
- Wydziela się ! Czuję to ! Woow ! - zaczął krzyczeć.
- Serio ? Pokaż - powiedziała, dosyć sceptycznie, Ala. Dała rękę nad masło, ale nim zdążyła się połapać Justin przycisnął jej rękę prosto w masło. Zaczął się śmiać, a Iwona razem z nim. Przybili sobie piątkę.
- Tyy... - powiedziała Ala idąc z wyciągniętą ręką na JB. Jej oczy zamieniły się w cienkie kreski. JB zrozumiał jej zamiary i zaczął uciekać.
Po 5 minutach gonitwy, Ala i JB zniknęli wszystkim z oczu. Iwona trwała w napięciu przez kilka sekund, po czym zobaczyła, jak Ala wraca z zadowoloną miną. Spojrzała na nią podejrzliwie.
-Co mu zrobiłaś...?
Ala spojrzała na koleżankę niewinnym wzrokiem i, wzruszając ramionami, odparła:
-Nie no nic..ale jak chcesz go jeszcze zobaczyć, to idź przeszukaj miejscowe studnie.
Iwona westchnęła.
Wyciąganie Justina ze studni (która nie była studnią, ale jakimś rowem o głębokości ok. 5 metrów) trwało do rana. Na miejsce przyjechała najpierw straż pożarna, potem miejska, a na koniec całe osiedlowe przedszkole. Utworzono sznur z dzieciaków, po czym wyciągnięto chłopaka, który w przypływie natchnienia, jakiego dostał w rowie, napisał piosenkę. Podbiegł do Ali i ją uściskał.
-Oh, dziękuję ci, gdyby nie ty, nie napisałbym tego hiciorowego kawałka.
-Zabierz..te..łapy..rany, ale z ciebie ciućmoch. - powiedziała Ala i uciekła od JB jak najdalej.
Zbliżała się Wielkanoc. Dziewczyny, w przypływie świątecznego nastroju wystroiły cały dom pisankami, kurczaczkami i gumowymi zającami, które straszyły Nicholasa i JB, bacznie ich obserwując podczas pobytu w łazience.
Pewnego dnia w telewizji ogłoszono konkurs na najbardziej Wielkanocne przebranie. Ala i Iwona natychmiast wypełniły formularze i zaczęły szukać odpowiednich ubrań. Chłopcy bronili się, grożąc nie wiadomo czym, byle by tylko nie iść na ten konkurs. Ale był na to sposób. Kiedy tylko Nicholas chciał skorzystać z łazienki i przechodził koło pokoju Ali, ta natychmiast otworzyła drzwi i zaciągnęła go do środka, aby następnie przebrać w kostium.
-Nie! -wrzeszczał chłopak.- Jestem za młody! Muszę utrzymać rodzinę! Mój brat cierpi na krzywicę mózgu, a matka ma grzybicę! Niee!
Ale już było za późno...
O 20 wieczorem wszyscy stali przebrani w kostiumy: Ala i Iwona za zajączki, JB za jajko, a Nick za kurczaczka.
-Ooo...jak uroczo wyglądamy- zachwyciła się Iwona.
-Wyglądamy jak kretyni. I dlaczego to ja mam być jajem?- oburzył się Justin.
Po 20 minutach upychania Justina przepychaczką do auta (bo jego strój nie mieścił się w drzwiach), nareszcie mogli wyruszyć.
-No. Jesteśmy na miejscu- powiedział Nick.
-Nie. Nadal stoimy na naszym podjeździe. Rusz się, głąbie, bo się spóźnimy!- zbulwersowała się Ala i przepchnęła się na miejsce kierowcy.
O godzinie 21.43 dotarli na miejsce. Cała czwórka spojrzała na zdezelowany hangar, wokół którego roztaczała się dziwna aura.
-Y..to na pewno tutaj?- Nick miał wątpliwości.
-Taki adres jest na ulotce.- stwierdziła Iwona i zaczęła wysiadać z auta.
-Czekaj!- krzyknęła Ala.- Musimy zbadać to miejsce. Ta aura zestraja moje czakry.
-Będziesz mniej zczakrowana jak wejdziemy do środka. No chodź.- powiedział Nicholas i ruszyli do wejścia.
W ogromnych drzwiach było malutkie okienko. Wielki jak goryl ochroniarz otworzył je, po czym spytał:
-Hasło?
-Kupa Chucka Norrisa. - odpowiedziała Iwona zgodnie ze wskazówkami, które dostała przez tajemniczy telefon.
-Wchodźcie.- wielki goryl otworzył im drzwi.
W środku przeżyli koszmar..
- Aja ! - naprzeciw nim wyskoczył Chuck Norris w przebraniu baletnicy. Dziewczyny zasłoniły sobie oczy. Nick tylko patrzył zniesmaczony. Justin wziął chusteczkę higieniczną i jakiś ledwo piszący pisak i podbiegł do idola.
- O Matko, jestem twoim fanem, mogę prosić o autograf ? - rozentuzjazmował się.
- E.. mieliście się bać i uciekać. Ale skoro nie, to musicie zginąć. - oznajmił Chuck, ignorując chusteczkę Biebera. A tak na marginesie to chusteczka była zużyta. Ale wracając do naszych bohaterów [pytanie tylko, czym sobie zasłużyli na to miano.. Nie, nieważne] - uciekali ile sił w nogach. Niestety z Chuckiem Norrisem nie mieli szans. W desperackim geście pobiegli w ciemną, dziką nicość. I gdy tak biegli wpadli w przepaść. Lecieli w ciemnościach bardzo długo i Justin zaczął zasypiać. Jednak szybko się ocknął, gdyż dolecieli. Wylądowali w jakimś mieście.
- Dobra, jutro zbadamy to miejsce, teraz znajdźmy jakieś lokum do spania. - powiedziała Ala i poszła przed siebie. Wszyscy przystali na jej propozycję.
Niestety musieli spać na starych poduszkach w hotelu bez gwiazdek. O ile hotele mają jakieś gwiazdki. Gdy rano się obudzili dochodziło południe. Wyszli i okazało się, że są na jakiejś stacji benzynowej. Dziwnie znajomej. Przed nimi było wielkie wzgórze. A na wzgórzu ogromny napis.
- Hollywood ! - pisnęła Iwona i zaczęła biegać jak wariatka. Na bilbordach był Justin.
- To w Hollywood też cię znają ? - zapytała Ala. - Kurczę.. Nie wydaje wam się, że już tu byliśmy. Mam jakieś dziwne deja vu. - powiedziała Ala i starała się przejrzeć swoją pamięć. Justin stał z opuszczonymi ramionami i łzami w oczach.
- O Matko.. Ja tu byłem. Czas na retrospekcję ! - krzyknął by zwrócić na siebie uwagę. Nie musiał - wszyscy gapili się na niego po tym jak prawie się rozpłakał. Justin zaczął swoją opowieść:
- Więc byłem tu. Przyciągnęła mnie tu banda psychopatów. Przywiązali mnie do koła samochodu i.. lecieliśmy samolotem wcześniej. No a jak byłam na tej krótkiej smyczy to pies na mnie nasikał. A potem.. Potem przefarbowali mi włosy na niebiesko i kazali szukać dziewczyny.. - I Justin nie dokończył opowieści, gdyż zaczął płakać.
- No.. To teraz wiem skąd to znam. - powiedziała Ala. Iwona też chyba sobie przypomniała, ale nie dała po sobie tego poznać. Zaczęła pocieszać chłopaka i poszli zwiedzać miasto.
Wokoło roznosiły się ogromne palmy a z jednej strony był widok na ocean. Zwiedzali wszystkie miejsca i robili sobie fotki skradzionym aparatem. Widzieli już wszystkie miejsca wraz z ulicami Beverly Hills i Melrose. Minęli plaże Malibu i inne sławne miejsca. Dopiero pod koniec wycieczki spostrzegli, że ktoś ich śledzi i nagrywa każdy ich ruch podręczną kamerką. Ten ktoś się przybliżył. Okazało się, że był to ich dawny, zapomniany znajomy...
-Hm...ale my nie mamy znajomych- powiedziała Ala.
-Właśnie..ja nikogo takiego nie znam i nie pamiętam..- zamyślił się Nick.
-A jaaa..ja mam rzeszę cudownych fanów..- rozmarzył się Justin, ale nikt go nie słuchał.
Iwona stała osłupiała i gapiła się na człowieka.
-Ja być Heniek. Ze Śląska. Ja was znać. Przybywam w pokoju...- zaczął, ale Iwona zaraz powaliła go ciosem karate.
-A- jaaa!- krzyknęła.
-Uhh....- jęknął Heniek.
-Yy..czekajcie! Coś mi świta!- zaczęła Ala po czym usiadła na piasku i rozpoczęła intensywne myślenie.
Nastał wieczór. Ala nadal siedziała na ziemi.
-Dobra. Nic nie wymyślę.
-No przecież setny raz wam mówię! Jestem waszym znajomym! Uratowałem już wam kilka razy życie!- Heniek miał łzy w oczach.- Mamusia mnie wyrzuciła z domu...
-Aaaa....to teeen..ja go znam!- krzyknęła radośnie Iwona.
Wieczorem zrobili na plaży imprezę powitalną dla Heńka. Był koncert zespołu ,Waldżitelsi", kambodżański catering i sztucznie ognie. Niestety po 20 minutach musiała przyjechać na miejsce straż pożarna i pogotowie, bo Nick i JB puścili z dymem budkę z hot dogami.
-A ponoć to nam nie można dawać zapałek i środków wybuchowych- powiedziała Ala i gdzieś zadzwoniła. Iwona w tym czasie podbiegła do Justina.
-Justin! Oh! Justin! Nic ci nie jest?!
-Właściwie to...- zaczął chłopak.
-Co z tego! Jesteś nieodpowiedzialny! Co ty myślisz, że fajny jesteś?! Nie wiesz, że nie wolno używać środków wybuchowych w pomieszczeniach i na wolnej przestrzeni!?
-A ty wiedziałaś?
-Noo.....nie zmieniaj tematu! Teraz musisz pojechać do szpitala, gdzie dostaniesz czopka w dupę i uśpią cię na jakieś 5 godzin. A ja ci nie kupię soczków Kubusia!- powiedziała Iwona, po czym odmaszerowała do Ali.
Na następny dzień chłopaków wypuścili ze szpitala na warunkowym zwolnieniu. Ala i Iwona siedziały właśnie w luksusowej willi Justina w Hollywood i oglądały telewizję, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Dziewczyny otworzyły i nagle akcja potoczyła się bardzo szybko: dom otoczyło 50 facetów z FBI, którzy mieli przy sobie broń, jakiś typek powiedział, że mają się zamknąć i wsiadać do samochodu. Gdy Ala i Iwona zeszły po schodkach, przed domem stał wypasiony czarny lexus. Wsiadły potulnie do auta. W środku siedzieli już Nick z Justinem. Obaj mieli bardzo poważne twarze. Samochód ruszył z piskiem opon. Cała nasza czwórka pojechała w nieznane, by wykonać misję, która może kosztować nawet ich życie, a zaufanie i przyjaźń staną się cenne na wagę złota....
Gdy dojechali na miejsce zastała ich noc. Wielki gmach muzeum wznosił się przed ich oczami. Wszyscy wysiedli z samochodu.
-Misja, którą macie wykonać będzie bardzo niebezpieczna.- powiedział jeden mężczyzna z FBI.- Będziecie zdani tylko na siebie, bez broni, bez wyszkolenia, bez jakiejkolwiek wiedzy...
-Przepraszam- wtrąciła Iwona- Przeżyliśmy bez wiedzy bardzo wiele i nadal żyjemy, co jest w sumie dziwne, więc chyba damy radę..
-Nie przerywaj!- wrzasnął facet w gajerku i przybliżył swoją twarz do twarzy Iwony.
-Oh..stary..co ty dzisiaj jadłeś..? Żona gotuje ci takie rzeczy..?- dziewczyna aż się odsunęła.
Gdy powiedziano im, co mają zrobić, cała nasza czwórka udała się przed wejście do muzeum.
-I co teraz?- spytał JB.
-Wejdziemy do środka?- podsunęła Ala.
-O tak..i uważasz, że drzwi będą otwarte o 12 w nocy? - spytał sarkastycznie Justin.
Ala pchnęła lekko drzwi, które ustąpiły.
-Ja się poddaję...- westchnął chłopak.
Przekroczyli próg i nagle..otoczyło ich 20 ninja karateków owiniętych różowym papierem toaletowym w jednorożce.
-Łuu..jednorożce! Iwona lubić!- dziewczyna nagle wyciągnęła ręce i podbiegła do jednego ninja. Zerwała z niego papier toaletowy i przytuliła do siebie. Karateka, w samych bokserkach w serduszka, krzyknął jak dziewczyna i uciekł.
-Ona zmacała naszego kolegę! Wiać!- rzucił hasło inny ninja i zniknęli.
Za zakrętem czekały na nich czujniki laserowe.
-I jak teraz przejdziemy?- spytał Nick.
-Może dajmy na pierwszy ogień pana Justina? - spytał JB i wyjął ze swojego plecaka maskotkę własnej osoby. (on nosi własną kukłę przy sobie? I nazwał ją ,,Pan Justin"?)
Ala rzuciła pluszakiem o przeciwległa ścianę, naciskając przy tym guziczek i wyłączając alarm. Po drodze uwolnili skrywające się pod podłogą zło, ale kto by się tym przejmował.
Dotarli do ostatniego etapu wyprawy. Zejście do piwnic zajęło im godzinę, gdyż po drodze szukali toalety dla Nick'a. Na końcu schodów napadł na nich wielki, włochaty yeti. Ala pierwsza podbiegła do miśka i rzuciła mu się na plecy.
-Wyrwę ci te kłaki i cie nimi udławię!- krzyczała.
Po 5 minutach yeti leżał bezwładny i z wygolonym napisem na plecach ,,kopnij mnie".
Oto nastała chwila prawdy....przed nimi stał oświetlony białym światłem wielki kufer, wokół którego stały neonowe tabliczki z napisami ,,otwórz", ,,skarb", ,,spoko nie zginiesz" itp.
-A skąd to białe światło? -spytała Iwona. Wszyscy spojrzeli w górę na wielkie sceniczne reflektory zamontowane pod sufitem.
-To..kto otworzy?- spytał Justin.
-Y..gramy w papier, kamień, nożyce?- podsunął Nick.
Po 10 minutach gry wypadło na Nick'a. Chłopak podszedł do skrzyni i ostrożnie podniósł wieko. Wrzasnął z przerażenia.
-AAA! AAA! OMG! AAA!
-Koteek..wrzeszczysz już od ponad 15 minut, powiesz nam wreszcie co tam jest?- spytała ze znużeniem Ala.
-Sorki.- powiedział chłopak i odsunął się, by inni mogli ujrzeć ,,skarb". Na samym dnie skrzyni leżał...roczny zapas jogurtów ,,Jogobella".
-A ja mam nietolerancję laktozy!- jęknął z rozpaczy Nick.
Nagle podłoga przed nimi się zapadła i długim tunelem zjechali na zewnątrz (co było dziwne, bo byli kilkaset metrów pod ziemią).
-Statek matka przyleciał!- krzyknęła Iwona.
-Gdzie? Nic nie widzę przez to dziwne niebieskie światło.- powiedziała Ala.
Nagle spowiła ich czerń.....
Czy Nickowi, Iwonie, Ali i Justinowi uda się przeżyć? Czy dziwny niebieski promień to rzeczywiście statek matka? Czy powrócą po swój roczny zapas ,Jogobelli"? Tego dowiecie się w następnym odcinku ,,Bez tytułu"...!
-Ooo...jak uroczo wyglądamy- zachwyciła się Iwona.
-Wyglądamy jak kretyni. I dlaczego to ja mam być jajem?- oburzył się Justin.
Po 20 minutach upychania Justina przepychaczką do auta (bo jego strój nie mieścił się w drzwiach), nareszcie mogli wyruszyć.
-No. Jesteśmy na miejscu- powiedział Nick.
-Nie. Nadal stoimy na naszym podjeździe. Rusz się, głąbie, bo się spóźnimy!- zbulwersowała się Ala i przepchnęła się na miejsce kierowcy.
O godzinie 21.43 dotarli na miejsce. Cała czwórka spojrzała na zdezelowany hangar, wokół którego roztaczała się dziwna aura.
-Y..to na pewno tutaj?- Nick miał wątpliwości.
-Taki adres jest na ulotce.- stwierdziła Iwona i zaczęła wysiadać z auta.
-Czekaj!- krzyknęła Ala.- Musimy zbadać to miejsce. Ta aura zestraja moje czakry.
-Będziesz mniej zczakrowana jak wejdziemy do środka. No chodź.- powiedział Nicholas i ruszyli do wejścia.
W ogromnych drzwiach było malutkie okienko. Wielki jak goryl ochroniarz otworzył je, po czym spytał:
-Hasło?
-Kupa Chucka Norrisa. - odpowiedziała Iwona zgodnie ze wskazówkami, które dostała przez tajemniczy telefon.
-Wchodźcie.- wielki goryl otworzył im drzwi.
W środku przeżyli koszmar..
- Aja ! - naprzeciw nim wyskoczył Chuck Norris w przebraniu baletnicy. Dziewczyny zasłoniły sobie oczy. Nick tylko patrzył zniesmaczony. Justin wziął chusteczkę higieniczną i jakiś ledwo piszący pisak i podbiegł do idola.
- O Matko, jestem twoim fanem, mogę prosić o autograf ? - rozentuzjazmował się.
- E.. mieliście się bać i uciekać. Ale skoro nie, to musicie zginąć. - oznajmił Chuck, ignorując chusteczkę Biebera. A tak na marginesie to chusteczka była zużyta. Ale wracając do naszych bohaterów [pytanie tylko, czym sobie zasłużyli na to miano.. Nie, nieważne] - uciekali ile sił w nogach. Niestety z Chuckiem Norrisem nie mieli szans. W desperackim geście pobiegli w ciemną, dziką nicość. I gdy tak biegli wpadli w przepaść. Lecieli w ciemnościach bardzo długo i Justin zaczął zasypiać. Jednak szybko się ocknął, gdyż dolecieli. Wylądowali w jakimś mieście.
- Dobra, jutro zbadamy to miejsce, teraz znajdźmy jakieś lokum do spania. - powiedziała Ala i poszła przed siebie. Wszyscy przystali na jej propozycję.
Niestety musieli spać na starych poduszkach w hotelu bez gwiazdek. O ile hotele mają jakieś gwiazdki. Gdy rano się obudzili dochodziło południe. Wyszli i okazało się, że są na jakiejś stacji benzynowej. Dziwnie znajomej. Przed nimi było wielkie wzgórze. A na wzgórzu ogromny napis.
- Hollywood ! - pisnęła Iwona i zaczęła biegać jak wariatka. Na bilbordach był Justin.
- To w Hollywood też cię znają ? - zapytała Ala. - Kurczę.. Nie wydaje wam się, że już tu byliśmy. Mam jakieś dziwne deja vu. - powiedziała Ala i starała się przejrzeć swoją pamięć. Justin stał z opuszczonymi ramionami i łzami w oczach.
- O Matko.. Ja tu byłem. Czas na retrospekcję ! - krzyknął by zwrócić na siebie uwagę. Nie musiał - wszyscy gapili się na niego po tym jak prawie się rozpłakał. Justin zaczął swoją opowieść:
- Więc byłem tu. Przyciągnęła mnie tu banda psychopatów. Przywiązali mnie do koła samochodu i.. lecieliśmy samolotem wcześniej. No a jak byłam na tej krótkiej smyczy to pies na mnie nasikał. A potem.. Potem przefarbowali mi włosy na niebiesko i kazali szukać dziewczyny.. - I Justin nie dokończył opowieści, gdyż zaczął płakać.
- No.. To teraz wiem skąd to znam. - powiedziała Ala. Iwona też chyba sobie przypomniała, ale nie dała po sobie tego poznać. Zaczęła pocieszać chłopaka i poszli zwiedzać miasto.
Wokoło roznosiły się ogromne palmy a z jednej strony był widok na ocean. Zwiedzali wszystkie miejsca i robili sobie fotki skradzionym aparatem. Widzieli już wszystkie miejsca wraz z ulicami Beverly Hills i Melrose. Minęli plaże Malibu i inne sławne miejsca. Dopiero pod koniec wycieczki spostrzegli, że ktoś ich śledzi i nagrywa każdy ich ruch podręczną kamerką. Ten ktoś się przybliżył. Okazało się, że był to ich dawny, zapomniany znajomy...
-Hm...ale my nie mamy znajomych- powiedziała Ala.
-Właśnie..ja nikogo takiego nie znam i nie pamiętam..- zamyślił się Nick.
-A jaaa..ja mam rzeszę cudownych fanów..- rozmarzył się Justin, ale nikt go nie słuchał.
Iwona stała osłupiała i gapiła się na człowieka.
-Ja być Heniek. Ze Śląska. Ja was znać. Przybywam w pokoju...- zaczął, ale Iwona zaraz powaliła go ciosem karate.
-A- jaaa!- krzyknęła.
-Uhh....- jęknął Heniek.
-Yy..czekajcie! Coś mi świta!- zaczęła Ala po czym usiadła na piasku i rozpoczęła intensywne myślenie.
Nastał wieczór. Ala nadal siedziała na ziemi.
-Dobra. Nic nie wymyślę.
-No przecież setny raz wam mówię! Jestem waszym znajomym! Uratowałem już wam kilka razy życie!- Heniek miał łzy w oczach.- Mamusia mnie wyrzuciła z domu...
-Aaaa....to teeen..ja go znam!- krzyknęła radośnie Iwona.
Wieczorem zrobili na plaży imprezę powitalną dla Heńka. Był koncert zespołu ,Waldżitelsi", kambodżański catering i sztucznie ognie. Niestety po 20 minutach musiała przyjechać na miejsce straż pożarna i pogotowie, bo Nick i JB puścili z dymem budkę z hot dogami.
-A ponoć to nam nie można dawać zapałek i środków wybuchowych- powiedziała Ala i gdzieś zadzwoniła. Iwona w tym czasie podbiegła do Justina.
-Justin! Oh! Justin! Nic ci nie jest?!
-Właściwie to...- zaczął chłopak.
-Co z tego! Jesteś nieodpowiedzialny! Co ty myślisz, że fajny jesteś?! Nie wiesz, że nie wolno używać środków wybuchowych w pomieszczeniach i na wolnej przestrzeni!?
-A ty wiedziałaś?
-Noo.....nie zmieniaj tematu! Teraz musisz pojechać do szpitala, gdzie dostaniesz czopka w dupę i uśpią cię na jakieś 5 godzin. A ja ci nie kupię soczków Kubusia!- powiedziała Iwona, po czym odmaszerowała do Ali.
Na następny dzień chłopaków wypuścili ze szpitala na warunkowym zwolnieniu. Ala i Iwona siedziały właśnie w luksusowej willi Justina w Hollywood i oglądały telewizję, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Dziewczyny otworzyły i nagle akcja potoczyła się bardzo szybko: dom otoczyło 50 facetów z FBI, którzy mieli przy sobie broń, jakiś typek powiedział, że mają się zamknąć i wsiadać do samochodu. Gdy Ala i Iwona zeszły po schodkach, przed domem stał wypasiony czarny lexus. Wsiadły potulnie do auta. W środku siedzieli już Nick z Justinem. Obaj mieli bardzo poważne twarze. Samochód ruszył z piskiem opon. Cała nasza czwórka pojechała w nieznane, by wykonać misję, która może kosztować nawet ich życie, a zaufanie i przyjaźń staną się cenne na wagę złota....
Gdy dojechali na miejsce zastała ich noc. Wielki gmach muzeum wznosił się przed ich oczami. Wszyscy wysiedli z samochodu.
-Misja, którą macie wykonać będzie bardzo niebezpieczna.- powiedział jeden mężczyzna z FBI.- Będziecie zdani tylko na siebie, bez broni, bez wyszkolenia, bez jakiejkolwiek wiedzy...
-Przepraszam- wtrąciła Iwona- Przeżyliśmy bez wiedzy bardzo wiele i nadal żyjemy, co jest w sumie dziwne, więc chyba damy radę..
-Nie przerywaj!- wrzasnął facet w gajerku i przybliżył swoją twarz do twarzy Iwony.
-Oh..stary..co ty dzisiaj jadłeś..? Żona gotuje ci takie rzeczy..?- dziewczyna aż się odsunęła.
Gdy powiedziano im, co mają zrobić, cała nasza czwórka udała się przed wejście do muzeum.
-I co teraz?- spytał JB.
-Wejdziemy do środka?- podsunęła Ala.
-O tak..i uważasz, że drzwi będą otwarte o 12 w nocy? - spytał sarkastycznie Justin.
Ala pchnęła lekko drzwi, które ustąpiły.
-Ja się poddaję...- westchnął chłopak.
Przekroczyli próg i nagle..otoczyło ich 20 ninja karateków owiniętych różowym papierem toaletowym w jednorożce.
-Łuu..jednorożce! Iwona lubić!- dziewczyna nagle wyciągnęła ręce i podbiegła do jednego ninja. Zerwała z niego papier toaletowy i przytuliła do siebie. Karateka, w samych bokserkach w serduszka, krzyknął jak dziewczyna i uciekł.
-Ona zmacała naszego kolegę! Wiać!- rzucił hasło inny ninja i zniknęli.
Za zakrętem czekały na nich czujniki laserowe.
-I jak teraz przejdziemy?- spytał Nick.
-Może dajmy na pierwszy ogień pana Justina? - spytał JB i wyjął ze swojego plecaka maskotkę własnej osoby. (on nosi własną kukłę przy sobie? I nazwał ją ,,Pan Justin"?)
Ala rzuciła pluszakiem o przeciwległa ścianę, naciskając przy tym guziczek i wyłączając alarm. Po drodze uwolnili skrywające się pod podłogą zło, ale kto by się tym przejmował.
Dotarli do ostatniego etapu wyprawy. Zejście do piwnic zajęło im godzinę, gdyż po drodze szukali toalety dla Nick'a. Na końcu schodów napadł na nich wielki, włochaty yeti. Ala pierwsza podbiegła do miśka i rzuciła mu się na plecy.
-Wyrwę ci te kłaki i cie nimi udławię!- krzyczała.
Po 5 minutach yeti leżał bezwładny i z wygolonym napisem na plecach ,,kopnij mnie".
Oto nastała chwila prawdy....przed nimi stał oświetlony białym światłem wielki kufer, wokół którego stały neonowe tabliczki z napisami ,,otwórz", ,,skarb", ,,spoko nie zginiesz" itp.
-A skąd to białe światło? -spytała Iwona. Wszyscy spojrzeli w górę na wielkie sceniczne reflektory zamontowane pod sufitem.
-To..kto otworzy?- spytał Justin.
-Y..gramy w papier, kamień, nożyce?- podsunął Nick.
Po 10 minutach gry wypadło na Nick'a. Chłopak podszedł do skrzyni i ostrożnie podniósł wieko. Wrzasnął z przerażenia.
-AAA! AAA! OMG! AAA!
-Koteek..wrzeszczysz już od ponad 15 minut, powiesz nam wreszcie co tam jest?- spytała ze znużeniem Ala.
-Sorki.- powiedział chłopak i odsunął się, by inni mogli ujrzeć ,,skarb". Na samym dnie skrzyni leżał...roczny zapas jogurtów ,,Jogobella".
-A ja mam nietolerancję laktozy!- jęknął z rozpaczy Nick.
Nagle podłoga przed nimi się zapadła i długim tunelem zjechali na zewnątrz (co było dziwne, bo byli kilkaset metrów pod ziemią).
-Statek matka przyleciał!- krzyknęła Iwona.
-Gdzie? Nic nie widzę przez to dziwne niebieskie światło.- powiedziała Ala.
Nagle spowiła ich czerń.....
Czy Nickowi, Iwonie, Ali i Justinowi uda się przeżyć? Czy dziwny niebieski promień to rzeczywiście statek matka? Czy powrócą po swój roczny zapas ,Jogobelli"? Tego dowiecie się w następnym odcinku ,,Bez tytułu"...!
____________
Podobno Chuck'a Norrisa ugryzła kiedyś kobra.
Po paru dniach męczarni kobra zdechła xDD
~dreamsx33
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz