sobota, 22 września 2012

Bez tytułu 2


Ciepły słoneczny poranek. Tak właściwie to jest -5*C. I słońca też nie ma, bo pada deszcze ze śniegiem. I to nie ranek, bo dochodzi 13. po południu. Dziewczyny siedzą w szkole.
-.. i kiedy do mieszanki 12 kg majonezu w tubie i 30 kg ziemniaków dodamy sproszkowany nieskończono tlenek błotasu to będzie wielkie bum, więc nie róbcie tego w domu. Natomiast jeśli kwas azotanu siarki pomieszamy z wodorotlenkiem potasu i wylejmy na niewygodnego kolegę z klasy, wspomniany kolega natychmiast umrze, pozostawiając po sobie starą gumę do żucia i kawałek ekierki...
- o raany.. o czym ona pieprzy ? - pyta szeptem Ala usypiającą Iwonę.
- bo ja wiem.. zapytaj jego. - powiedziała Iwona wskazując śmiesznego rudzielca siedzącego w pierwszej ławce, słuchającego z uwagą i notującego coś w grubym notatniku z wywalonym językiem (rudzielec ma wywalony język, nie zeszyt).

Po 10-minutowym wykładzie, gdy wszyscy już albo spali, albo gadali w najlepsze, nauczycielka zaczęła czytać jakieś czasopismo.
- Ty co ona odwala ? - zapytał ktoś z tyłu. W stronę nauczycielki poleciała guma do żucia i wylądowała jej na włosach. Ona tylko machnęła ręką i mruknęła pod nosem coś w rodzaju "jeszcze tylko 15 minut...".

Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy szybko wybiegli z klasy, by tam zacząć chichotać z nauczycielki i gumy w jej włosach. Na przerwie jakiś kretyn rozlał sok, stanął na środku klasy i zacząć krzyczeć, że popuścił i że nie kocha go matka. Ala z Iwoną go olały, gdyż w ich stronę biegł rudzielec wykrzykując coś o wielkiej niesprawiedliwości. Usiadł koło dziewczyn i zaczął gadać o tym, że z wypracowania na polski o wpływie urządzeń masowego przekazu na delikatny umysł nastolatka, dostał tylko 6- . Ale widząc brak reakcji i zrozumienia ze strony dziewczyn poszedł wyżalić się komuś innemu.
Na następnej lekcji cała klasa Ali i Iwony udała się na krótką wycieczkę do miejscowych wodociągów. Podczas podziwiania wielkich brudnych maszyn i wdychania śmierdzącego powietrza, nikt nie zauważył jak ,,przez przypadek'' rudy kujon wpadł do jednego zbiornika i powoli szedł na dno. W ostatniej chwili go wyłowili. Chłopak mruczał jakieś niezrozumiałe zdania i trząsł się z zimna. Wszyscy poszli dalej. Doszli do dużego pomieszczenia, gdzie za szklaną szybą unosiły się w wodzie...
-Bąbelki!- krzyknęła Ala i z radością podbiegła do szyby uderzając przy tym w nią mocno rękami.- Ja chcę je mieć !
Ala uderzała cały czas w szybę i powoli wpadała w histerię. Przewodnik zaczął się niepokoić.
-Proszę..odsuń się od tej szyby i nie uderzaj w nią bo..
Lecz przewodnik nie zdążył dokończyć, bo w tej chwili szyba pękła i do pomieszczenia wylała się cała woda. Wraz z bąbelkami, które pękły.
Wszyscy wpadli w panikę.
-Sektor 4! Alarm! Alarm! Sektor 4! Dlaczego te głąby z sektora 4 nic nie robią?!

Tymczasem w sektorze 4:
Pracownicy siedzą sobie przed komputerami, popijają kawkę i jedzą pączki. W tle leci relaksacyjna muzyczka. Nikt nie zauważa dużego, czerwonego guziczka, który alarmuje o wylaniu się wody ze zbiornika.

Woda zalała wszystko. Uczniowie się topią. Nauczyciele się topią. Małe karaluchy mieszkające w dziurawych podłogach się topią. A Iwona i Ala jak gdyby nigdy nic unoszą się na wodzie, machając leniwie rękami i nogami, jakby marzyły tylko o pływaniu.
-Nie rozumiem o co im chodzi...-mówi Ala do Iwony.- Przecież to tylko zbiornik za 150 tysięcy...odkupią sobie nowy....
W sektorze 4 nareszcie ktoś zauważył alarm i wezwał pomoc. Na miejsce przyjechała policja, straż pożarna, pogotowie ratunkowe, pogotowie techniczne i furgonetka z towarem do baru ,,U Joe'go''.
Tymczasem wody w pomieszczeniu jest coraz więcej. Ala i Iwona idą na dno. Ala wypuszcza trochę powietrza, żeby popatrzyć na bąbelki. Co w sumie nie było dobrym pomysłem, bo skończyło się jej powietrze. Iwona leży gdzieś w rogu sali nieprzytomna. Nagle gaśnie światło.

Iwona otwiera oczy. Widzi kolorowe światełka i jakichś lekarzy.
-Łuu.....jesteśmy w Tokio?- pyta z błyskiem w oku.
Słyszy jakieś krzyki. To Ala. Kłóci się z lekarzem, kto ma prowadzić karetkę do szpitala. Wkrótce zaciągają ją siłą na nosze i zapinają pasy. Iwona stwierdza, że również leży na noszach.
-Daleko od noszy...od noszy najdalej...najdaaaalej!- zaczyna śpiewać piosenkę z serialu.
Po kilku minutach lekarz ma dość jej śpiewów i daje jej leki nasenne.

Ala leży na szpitalnym łóżku. Dali jej szpitalny strój zapinany z tyłu. Ten taki prawie bez tyłu (czyli szpitalną zasłonkę, gdzie widać dupę- nie oszukujmy się). Gdy tylko pielęgniarka wyszła z pokoju, Ala ubrała się i wyszła, żeby poszukać Iwony, która zapewne uprzykrzała życie innej pielęgniarce swoimi zachciankami. Uznała bowiem, że jako ofiara wypadku ma prawo dostępu do telewizora, własnej mini lodówki i nowych numerów ,,Fan JB''.
Ala wpadła do jej pokoju i zaciągnęła ją do wyjścia.
-Nie! Nie przeczytałam ostatniego numeru!- krzyczała wyciągając ręce do gazetki.

Biegły tak przez długie korytarze szpitalne. Było cicho. Za cicho. A ściany za białe. Od kiedy cały szpital jest biały? Iwona przytulała do siebie ostatni numer gazetki ,,Fan JB". Ala sprawdzała drogę. Otworzyła drzwi do wyjścia i...włączył się alarm. Dziewczyny otoczył krąg 20 facetów w białych kitlach, maskach i okularach. Ktoś strzelił i..obraz znowu zgasł.
Gdy się obudziły leżały w 3-osobowej salce, przywiązane do łóżek. Ich współlokator ciągle śpiewał piosenki z pogranicza country i heavy metalu. Po tym dziewczyny zrozumiały, że są na oddziale psychiatrycznym. Śpiewak przestał śpiewać, ale za to krzyczał na całe gardło, że chce lasso i westerny. Oczywiście nikt nie przyszedł. Iwona zaczęła się szarpać. Ala zachowała poker face. Do sali wszedł jakiś zamaskowany typek w bieli.
- Aaa ! Kosmici ! Nie zabierajcie mnie ! Ja muszę sprzedać krowę. Krasuuula ! Krasula, gdzie jesteś ?! - krzyczał country-fan.
- Twoja żona zostawiła cię rok temu, więc nie wołaj jej. - Rzekł lekarz po czym kazał rozwiązać dziewczyny. Dostały wypis ze szpitala i pobiegły długimi korytarzami. W powietrzu unosiły się krzyki i piski. Jakaś babka opowiadała bardzo głośno historię swojego życia. Jednak dziewczyny nie zatrzymały się ani na moment. Otworzyły drzwi. Tym razem nie było żadnego alarmu. Na szpitalnym parkingu już czekał na nie helikopter.

Po długim locie natychmiast weszły do domu Ali (Iwona stwierdziła, że zgubiła klucze, ale tak naprawdę nie zrobiła zakupów i jej lodówka świeciła pustkami po ostatniej wizycie Justina). Zaczęły nerwowo biegać w kółko szukając różnych rzeczy. Nagle zderzyły się głowami i padły na ziemię. Po ok. 15 min. do domu wszedł Nick, a za nim JB.
- Jeej.. Chyba był tu koncert jakiegoś boysbandu. - zauważył Nick.
- Coo ? - zapytał Justin, a jego głos podniósł się do bardzo wysokich tonacji. - A Bieber to pies ?
- Ee.. no wiesz. Lata świetności masz już za sobą, kolego. - powiedział Nicholas, po czym zaciągnął dziewczyny na dywan i zaczął je cucić. Wystarczyło, że klepnął Ale po twarzy, a ta już była na nogach. Niestety z Iwoną nie poszło tak łatwo, więc wydarł się na całe gardło:
- Hej patrzcie ! To Justin Bieber z czekoladą ! - co natychmiast zbudziło Iwonę i sprawiło, że JB zastygł w bezruchu z batonem w garści. Iwona rzuciła się na chłopaka, ale trafiła w drzwi i zatoczyła koło.
Po 2 godzinach jedzenia i oglądania powtórek w TV do drzwi ktoś zapukał. Justin poszedł otworzyć. Drzwi się otworzyły i stanął w nich... osobiście sam Cody Simpson.
-Oł je przyszły kody do simsów!- krzyknął uradowany JB na widok kolegi z pustyni.
Minutę później wszyscy stali na balkonie Ali, bo Iwona wymyśliła sobie, żeby JB i CS zaśpiewali razem piosenkę (oho.. ciekawe jakby to wyglądało xDD). Ala dostała depresji. Nie chciała nawet wiedzieć, co sobie sąsiedzi pomyślą.
-Jeee...oułooooł..oułoooł!- krzyczeli na przemian Justin z Codym. Iwona wyciągnęła z kieszeni wielki paluch kibica i machała komórką.
-O tak! Śpiewaj skarbie! Łuuuł! (skarbie? do kogo ten tekst? xd)
-Ciszej tam wariatko!- krzyknął jakiś sąsiad.
-Wal się szczawiu, my tu mamy koncert!- dziewczyna rzuciła w okno komórką.
-Dosyć tego! Dzwonię na policję!
-No i co narobiłaś pajacu? Pan Zdzisław  się wkurzył. I kto mi będzie teraz dawał zniżkę w monopolowym?- Ala była wściekła. Zawlokła wszystkich do auta i ruszyła z podjazdu z piskiem opon. W oddali było już słychać tylko wycie syren policyjnych.
-No i pięknie. Gdzie teraz pojedziemy?- spytał naburmuszony Cody (o dziwo jednak umiał mówić po polsku).
-Seruj się.- powiedziała Iwona.
-O mój Boże. Zostawiłam ser na gazie!- krzyknęła Ala.

Tymczasem w domu Ali:
Policjanci obstawiają dom naokoło. Groźby przez megafon nic nie dają. Gliny wyłamują drzwi i kierują się w stronę kuchni, zostawiając pełno brudnych śladów swoich buciorów na dywanach. W garnuszku gotuje się ser. Wszystko bulgocze. Bum! I wszystko jest w serze. Jeden policjant puchnie jak pomidor, bo ma uczulenie.

Ala, Iwona, Nick, Justin i Cody jadą po bezkresie dziurawych dróg. W górze unosi się lekka mgła. Zachmurzenie duże, -3 stopnie Celsjusza, wiatr północno-wschodzi, ciśnienie atmosferyczne...Ale kto by się tym przejmował. Dojeżdżają do dużego miasta. Na ulicach trwa konflikt. Team Jacob i Team Edward ustawiają się w szyku bojowym. Ktoś daje znak do działania. Obie drużyny się mieszają. Trwa zaciekła bitwa. W górze latają wiadra, grabie, łopaty i siekiery. Komentator na wierzy zegarowej komentuje bitwę. Jakiś podniecony 12-latek nagrywa wszystko na you tuba.
Nagle Iwona spostrzega, że Cody gdzieś zniknął. Wszyscy się odwracają na krzyk. I tak oto, Cody Simpson jest niesiony przez falę tłumu, który wtargnął właśnie do hipermarketu. Mija regały z papierem toaletowym, proszki do prania, podpaski, aż w końcu dociera do stoiska alkoholowego, gdzie Team Edward zostaje brutalnie obrzucany butelkami z piwem ,,Żubra".
-Hej! Zostawcie to!- krzyczy ekspedientka do tłumu.- To są butelki do zwrotu! Nie interesuje was środowisko naturalne!?

Wszyscy olali babkę w fartuchu z napisem ,,Biedronka jest cool" i pobiegli dalej, niszcząc kolejne regały i stoiska. Cody zniknął. Ale jakoś nasza czwórka się tym za bardzo nie przejęła i poszła w swoją stronę. Wyszli z powrotem na miasto, gdzie walały się widły Teamu Jacoba, topory Teamu Edwarda oraz ciała nieżywych wojowników. Nick niechcący nadepnął komuś na głowę, skracając przy tym cierpienie rannego.
Nagle gdzieś z daleka nadeszła grupka zmeliniałych lumpów w kapturach. Zaczęli coś wykrzykiwać  do dziewczyn, które w ostatniej chwili powstrzymały Nick'a i JB od totalnej rozpierduchy. Ala na koniec jeszcze krzyknęła tylko:
-Zboczeńce! Fuck off! (ale im wrzuciła....)

Przemierzając bezkres brudnych miast, udało im się dojść do małego lasku. Przeszli jeszcze kilka metrów i znaleźli się na skraju wodospadu. Co było dziwne, bo nie znaleźli żadnej rzeczki. Stali i gapili się tam tak z  20 minut. Ala tymczasem rozmyślała o jakimś nowym filmie, gdzie główny bohater skoczył właśnie z takiego wodospadu. Była ciekawa czy jak też tak skoczy to złapie ją błękitny pegaz i zabierze do zaczarowanej wróżki, aby spełniła jej życzenia i mianowała ją główną dowodzącą sił zbrojnych Tęczolandii.
Nie zważając na nic, Ala przestąpiła kraniec przepaści i skoczyła. (idiots....idiots everywhere..)

Leciała tak i leciała, a w jej uszach odbijało się co chwila echo Iwony, która wrzasnęła:
- Ty porąbana kretynko!
Tymczasem Nick wpatrywał się tępo w przepaść i próbował znaleźć jakieś rozwiązanie.
-Dlaczego tak stoisz i się gapisz? Zrób coś z tym dziadu jeden!- krzyczała mu co chwila Iwona.
-Czy ty właśnie nazwałaś mnie brudnym śmierdzącym dziadem?- spytał chłopak bez kropli entuzjazmu, po czym poszedł w ślad za Alą i skoczył, pociągając przy tym JB i wrzeszczącą Iwonę.

Ala spadała tak już kilkanaście minut, a Pegaz dalej nie nadlatywał. Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem jej wizja nie jest zbyt fantazyjna.
-Nie...no skąd..- stwierdziła po chwili i rąbnęła głową o ziemię.
Po krótkiej ciemności, która nastała, otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą jakąś postać w płaszczu i długich hipisowskich włosach.
-Lord Woldemort!- krzyknęła z zapałem i podbiegła do człowieka, żeby wziąć autograf.
-O nie..- wychrypiał mężczyzna w bardzo średnim wieku i brzydkiej twarzy.- Jestem Ozzy..Ozzy..Ozzy....
-Osborne? - podsunęła Ala.
-T..t..ta..tak.- wykrztusił Ozzy.- Chodź, dziecko. Za..zaprowadzę cię..cię..do..mojego..do..domku..(to pedofil ! Nie daj się....!)
-Super ! (serio? -.-) O ale poczekajmy na moich znajomych. Pewnie znasz Justina Biebera? 
On jest..
-Kogo?
-Justina Biebera
-Who, the fuck, is Justin Bieber? 

W tym momencie dosłownie z nieba spadł JB, wraz z trzymającą się go i krzyczącą przez całą drogę ,,zginiemy! zginiemy!" Iwoną oraz Nick, który natychmiast rzucił się ku Ali. Ale Iwona go odepchnęła i zaczęła swoją przemowę, jak to Ala bezmyślnie postąpiła, narażając siebie i innych na niebezpieczeństwo .
-Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś?! Czy ty sobie zdajesz sprawę, że JA- SIĘ-TU-ZA-MAR-TWIA-ŁAM!?
-Naplułaś mi w oko!- krzyknęła Ala i poszła w ślad Ozzy'ego Osborne'a do jego chatki w środku, jak się okazało, dzikiej dżungli....
Gdy weszli do starego, zgniłego baraku Ozzy powiedział, że to jego dom. Tam na stole siedziała jakaś dziwna babka w skąpym stroju i grubym tyłkiem. Dziewczyny zasłoniły chłopakom oczy nim zdążyli coś zobaczyć.
- K.. kii... Kim ?! Co ty.. ty.. tuu... tutaj ro... ro... robisz ?! - krzyknął Ozzy.
- Wynoś się stąd beznadziejny babsztylu ! - krzyknęła Iwona, po czym puściła Justina i rzuciła się na typiarę. Ala natychmiast dołączyła do koleżanki i razem biegły ku zdziwionej babie. 
Po 15 min. bójki Ala i Iwona otrzepały nienaruszone ubrania i zaczęły się śmiać. Spod stołu wyszedł umalowany mężczyzna, który, jak się okazało, był tą samą Kim w skąpym stroju. Miał podbite oczy i na wpół ściągniętą perukę. Ozzy padł na ziemię. Iwona z kopniaka wykopała Kim prosto w trujący bluszcz. 
- Pamiętajcie ! Jestem Kim Kardashian ! Nie mogę zgi... - I ogromny dinozaur zjadł ją/go w połowie zdania. 
Iwona wróciła do chatki, gdzie Ozzy dochodził do siebie. 
- Tak w ogóle to gdzie my jesteśmy ? - zapytał Nick, który przez okno widział jak wielki dinozaur zjadał babo-chłopa. 
- N.. No, we wnęt..rzu z.. z.. ziemi.
- Łuu.. - powiedział Justin i wybiegł na zewnątrz machając rękami. 
- CZEKAJ ! - wydarł się Iwona puszczając Osborne'a, który próbował wstać. Ten opadł ciężko na podłogę, robiąc w niej dziurę. Ala i Nick pobiegli za znajomymi znając ich tendencję do gubienia się. 
Iwona z JB zwolnili. Justin zaczął śpiewać swoje hity. Ala z Nick'iem dogonili ich po piątej piosence. Nagle zza krzaków wyskoczył jakiś dzikus z przepaską na biodrach i oszczepem w dłoni. 
- Kto tak wyje ? Kogoś zabili ? - zapytał z grymasem na twarzy, mając na myśli oczywiście śpiew Justina. 
- Masz jakiś problem ?! - zapytała ostro Iwona.
- Te, obcokrajowiec.. - zaczęła Ala.
- Ty obcokrajowiec, ja jestem stąd. - zauważył.
- Co z tego?- odpowiedziała bez wyrazu żadnego zainteresowania- Jak można stąd wyjść ? 
- Niee wiem... Ale mam pytanie do ciebie - powiedział Indianin wskazując na obrażoną Iwonę. 
- Czego ?! - zapytała.
- Ty chodzisz z NIM ? - zapytał wyraźnie krzywiąc się na widok JB. (tu się wszyscy dnad tym zastanawiają, nawet sama Iwona xD)
- Ta, a bo co ? - powiedziała, nadal z fochem.
- To powiedz mi jedno.. - zaczął - Bez tych oczu, włosów, ciuchów i głosu, kim on by był ?
- Eee.. Tobą ?. - powiedziała Iwona i odeszła ciągnąć za sobą Justina. Ala i Nick poszli za nimi nie chcąc tracić ich z oczu. Tubylec rzucił się za nimi w pościg, urażony tą oczywistą zniewagą.

CDN...
_______
he he he he...herbata ci stygnie.
~dreamsx33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz