sobota, 22 września 2012

O tym jak Iwona stała się mężatką.


CZĘŚĆ PIERWSZA: Poznanie. (by TheS. & dreamsx33)


Dawno, dawno temu… za górami, za lasami, za pustyniami, oceanami, lotniskami, autostradami, sklepami, wypasionymi kinami i salonami porsche i galeriami handlowymi i… moment... o czym to ja? No dobra, nieważne.  

Zastanówmy się, na czym skończył się ostatnio odcinek. Cody został odbity i jak zwykle wciągnęła ich ciemność... Nie wiemy dokładnie co się tam działo, ale kilka dni po tym Iwona wpadła do chaty Ali, jakby ją ktoś podpalił i oznajmiła wszem i wobec, że się żeni. Wychodzi za mąż. Whatever. Ala zaczęła się histerycznie śmiać, a Nicholas zadławił się Kubusiem marchewkowo-truskawkowym. Iwona zignorowała tę jawną zniewagę i zaczęła retrospekcję, jak to poznała swojego wybranka.


Pewnego pięknego dnia, gdy słońce wesoło ćwierkało na niebie (wiecie, to z Teletubisiów), ryby latały w trawie, a drzewa śpiewały radosne piosenki, Iwona wybrała się na jagódki do lasu. Zbierając tęczowe owoce i gadając z leśnymi zwierzakami, usłyszała głośny wrzask. Okazało się, że w pewnym zbiorniku nieokreślonej zawartości topił się jakiś człowiek. Podbiegła natychmiast do brzegu. Wzięła dyndającą w pobliżu lianę i rzuciła się na ratunek. Postanowiła być jak Tarzan i rzuciła się na sznurek. Oczywiście przeleciała na drugą stronę i zaczęła się huśtać, aż w końcu zawisła na samym środku stawu. Zaczęła panicznie się szamotać, po czym wylądowała na topielcu. Teraz to on musiał ją uratować, co jest dziwne, ale chyba poczuł jakiś zew męskości. Chyba. Przy okazji dostał od Iwony z łokcia i odwdzięczył się tym samym. Wreszcie dotarli do brzegu. Dali sobie dżentelmeńsku po ryju i... i wtedy coś zaskoczyło. Ta jedna chwila wystarczyła, by odnaleźli w sobie bratnie dusze i tak dalej i tak dalej... Niall, bo tak miał na imię koleś ze stawu, został związany i zakneblowany przez Iwonę. Dziewczyna przerzuciła go sobie przez ramię i schowała do szafy, po czym szybko pobiegła (ciągle się potykając, ale to żadna nowość) pochwalić się Ali.

Następnego dnia Ala poszła zobaczyć nową ofiarę Iwony. Ta, z niezrozumiałych powodów, wzięła z ulicy jakiegoś ćwoka i posadziła obu facetów na krzesłach. Lump z ulicy nie mógł równać się z Horanem, ale kto by tam na to patrzył. Iwona kazała koleżance zgadywać, który jest jej wybrankiem. Ala od razu wskazała na Niallera.
- Woooooow, skąd wiedziałaś? - zapytała zaskoczona Iwona. Ala tylko rzuciła jej przelotne spojrzenie, po czym odpowiedziała.
- Bo już działa mi na nerwy. - i wyszła, dzwoniąc po swojego dilera. Oczywiście stała się głównym murzynem do organizacji imprezy...






CZĘŚĆ DRUGA: Zakupy Ali. (by dreamsx33)

Poniedziałek. Środek tygodnia. Godzina 13. Czyli wcześnie rano. Ala pociska ukradzionym punciakiem nauczycielki do Tesco po zakupy na ślub Iwony z Ananaskiem. Z piskiem opon parkuje na miejscu dla inwalidów i zajeżdża drogę jakiejś parze z dziećmi. Po drodze gubi drobne na wózki, ale udaje jej sie jeden zajumać (przy okazji wszystkie inne porozwalała) i pędzi teraz zygzakiem między półki sklepowe. 

Alejka pierwsza. Warzywa i owoce. Ala pakuje do koszyka 6 kg ziemniaków i 10 kg ogórków. Potyka się o leżące na podłodze jabłko i ryje twarzą o podłogę.
Alejka czwarta. Mięsny. Przez 15 minut walczy z jakimś moherem o ostatni kawał wieprzowiny, niczym lwica wyrywa staruszce kawał mięcha i triumfuje wrzucając zdobycz do koszyka. 
Alejka siódma. Ala jedzie na koszyku niczym rajdowiec, ściąga z półek 30 słoików z majonezem i potracą małe dzieciaki bawiące się musztardą. Z klekotem zardzewiałych kółek wózka skręca w prawo, wrzuca do koszyka 5 paczek parówek i z impetem rozwala się o ścianę. 
Nie zważając na nic porywa maszynę do sprzątania woźnemu, który polerował posadzkę, i pociska na meblowy. Ma szczęście. Akurat plastikowe krzesła są po przecenie. Gdy chce wziąć takie fajne, tęczowe, znów pojawia się staruszka z mięsnego. 
Obie stoją oko w oko między krzesełkiem. Ta, która będzie pierwsza - wygrywa. 
Przygotowują się do startu. Babcia bierze swoją laskę. Ala nastawia 2 bieg na wózku woźnego.
Pooooooooooszli.
Moher pociska jakby miał motorek w dupie, ale Ala nie daje za wygraną. Z prędkością 1km/h prze naprzód. Krzesełko jest na wyciągnięcie ręki. Już prawie! Już prawie! Ale moher ją dogania! O nie! Rzuca laską! A teraz beretem! Trafia w oko! Ala spada z wózka! Turla się niczym kłoda po posadzce i łapie Mohera za nogi, wywracając ją. Toczą na podłodze krótką walkę, aż w końcu staruszka zostaje ogłuszona zamarzniętym salcesonem i Ali udaje się zdobyć tęczowe krzesełko. 
Zadowolona wraca do auta.



CZĘŚĆ TRZECIA: Ostatnia noc wolności.
Wieczór panieński. (by dreamsx33)
Ala, Kasia, Olka i Zuza (chciały tu być to niech cierpią) urządzały Iwonie wieczór kawalerski... panieński.. kawalerski... a kto by ich tam wiedział. Nieważne. Wszystko było już na swoich miejscach. Iwona w stroju ogórka stała przed klatką i czekała na taksówkę. Nagle ktoś przywalił jej patelnią w łeb, założył reklamówkę na głowę i światło zgasło.

Otworzyła oczy i znalazła się w jakiejś piwnicy. Ktoś świecił jej tandetną latarką w oczy. Żarówki firmy "OSRAM" oczywiście...
 - Niespodziankaaaa! - wrzasnęły: Olka, Kasia, Ala, Zuza i parę innych dziwnie podejrzanych dziewczyn (kto je tu zaprosił tak wgl?).
Nagle światła się zapaliły, strzelały korki od szympansów. Iwona była w jakimś klubie. Rozwiązali ją i zaczęła się balanga. 
Po 15 minutach na scenę wyszli striptizerzy. Iwona, Ala, Zuzka i Olka podbiegły do pierwszego rzędu, zaczęły wymachiwać stringami i męskimi ciuchami, które się na nich zwalały.
 - Oł tak! Dajesz złotko! - krzyczała Olka. 
Potem wszyscy tańczyli lambadę (wiecie, ołówek w tyłek i kręcimy ręką "leniwe ósemki" na ścianie). Następnie na scenę wyszła/wyszedł Drag Queen, rozkręcając imprezkę na całego. Iwona w przypływie upojenia alkoholowego zaczęła obmacywać ananasy, myśląc, że to jej ukochany. 
 - Oh, już niedługo, kochanie, już niedługo..- mruczała tuląc owoc do siebie. 
 - Jestem wróżką! Jestem wróżką!- krzyczała gdzieś Ala, niesiona falą po tłumie. Olka z Zuzką robiły gdzieś czarne interesy z ochroniarzami. Kasia żonglowała drinkami, które robił barman i dosypywała tam jakieś swoje specjały.
Gdy zbliżała się północ do pomieszczenia wbił Ghost Rider na swoim płonącym motorze.
 - To on! To on! - piszczała Ala. - Podpisał mi się na moich bokserkach! (Ala nosi bokserki? Nie wnikam..)
 - Hm.. A ja nie mam jego podpisu.. -mruknęła Iwona, po czym rzuciła się na Ridera i wyrwała mu jego płonącą czaszkę na pamiątkę.
Dziewczyny podpaliły na koniec lokal, który stał w płomieniach jeszcze przez pół godziny i poszły się zabawić na jakieś pole. Po rozmowie z gadającym ziemniakiem spotkały byka, który się pasł na łące. 
 - Ej! Wydoimy byka? - spytała Olka, po czym pomknęła ku zwierzęciu niczym farmer do swojej ukochanej mućki, złapała byka za jaja i zaczęła doić. Byk napełnił całe wiaderko tęczowym płynem z truskawkami i oddalił się w stronę szafy, prowadzącej do Narnii. 

Dziewczyny obudziły się nad ranem koło jakiejś rzeki na trawie. Patrzyły jak latająca świnka oddala się od nich, lecąc w przestworza.



Wieczór kawalerski. (by TheSimpsonizer)


Wieczór kawalerski (lub panieński... nie wnikajmy w szczegóły, zostańmy wierni tradycji) naszego Ananasiątka (właściwie to Ananasiątka Iwony, bo Ala jakoś niespecjalnie go polubiła, a przecież on jest taaki fajny).
Niall nie wiedział co dla niego zaplanowali. Nikt nigdy go o niczym nie informował. Dlatego też zdziwił się, kiedy Nicholas wparował do jego domu. Był w trakcie przymierzania swojego seksownego wdzianka na ślub (seksownego.. zwykłe szmaty z Biedronki, no ale niech żyje w nieświadomości, to w końcu jego dzień) i wyginał się przed lustrem, kiedy ktoś nagle wyciągnął go siłą z chaty i ciągnął przez pół miasta w samych bokserkach. Konkretniej to Nick był sprawcą całego zamieszania. Weszli do jakiegoś akademika. Nicholas wciągnął Ananasa na 3. piętro. Ten ledwo żywy wylądował przed drzwiami. Nicholas też niezbyt polubił nowego wybranka Iwony, ale ta go prosiła o zorganizowanie tego wieczoru, w dodatku wstawiła się za nią Ala, której odmówić nie mógł, więc się zgodził. Wepchnął zdezorientowanego blondasa do pomieszczenia. Było przyjemnie chłodno (okna przeżywały drugą młodość) i niezbyt jasno (tak to jest, jak się nie płaci rachunków za prąd). Wszedł w głąb mieszkania. W salonie, na kanapach, siedziało kilku chłopaków, którzy grali w wyścigi na konsoli. Jarali tym się tak bardzo, że Niall obawiał się pożaru. Ale szybko jego uwagę odwróciło coś innego. Było to stół, na którym było mnóstwo.. jedzenia! Nialler szybko podbiegł do niego i zaczął jeść wszystko bez zastanowienia.
- Panowie.. i Niall... wieczór kawalerski (w wersji oficjalnej) uważam za ROZPOCZĘTY! - wydarł się Nicholas i włączył głośną muzykę. Techno o mało nie rozsadziło głośników i całego domu, ale kto by się tam przejmował. 
Gdy Horan wreszcie był w miarę pełny (o ile to w ogóle możliwe), przyszła kolej na zapoznanie gości. 
- Siema. Chłopak Nr 1. - powiedział jakiś blondyn i wrócił do gry. Drugi, siedzący obok niego, przedstawił się jako Chris, Chłopak Nr 2 i zapytał czy Ananas zechciałby kupić działkę.
- Działkę czego? Hodujesz tam może marchewki? - zapytał inteligentnie, ale Christopher go olał.
- Jakie marchewki?! - wydarł się koleś siedzący niedaleko. Niall rozpoznał w nim Louisa, chłopaka ze swojego zespołu (Niall ma zespół?! Ciekawe co jeszcze ukrywa przed Iwoną. Niech no ona się o tym dowie). Dalej siedzieli pozostali członkowie z zespoły One Erection. Przepraszam, One Direction: turek imieniem Zayn, który właśnie kończył któregoś tam z rzędu szluga, chłopak chcący upodobnić się do pudla - Harry i jeden w samych majtach - Liam. Następnie pojawił się jakiś brunet, Justin, Chłopak Nr 3 i na końcu Cody - Chłopak Nr 4.
 - Masz farta, Piątka. Nie schrzań tego. - powiedział ten ostatni. Niall poczuł się nieswojo, bo większość byłych Iwony to blondyni o niebieskich oczach. Może on też jest kolejną zabawką? Ale szybko przestał się tym zamartwiać. W końcu miał okazję darmowo się nażreć, tym pomartwi się później. Zaczął też grać z chłopakami, ale po paru minutach wkurzył się, bo ciągle przegrywał (nic dziwnego jak się steruje jedną ręką, w drugiej trzymając żarcie), więc Nicholas zlitował się nad nim i impreza ruszyła dalej. Może i Nick był eks-wampirem, ale był też wrażliwy, uczuciowy, męski i... Chwila. To część Niallera. Tak więc chwilę potem do chaty wparowało kilku chińczyków na świniach. Zaczęli wywijać tyłkami i kazali chłopakom poprzebierać się za krewetki. Natomiast Ananasa przebrali za króliczka Playboy'a. Ogarniacie, że miał tylko uszy i ogonek na gumce? Tsa, króliczek. Tak właściwie to w jakimś języku, może szwedzki, może inny, Horan oznacza prostytutkę. Cóż. Pozostali wzięli go na ręce i zanieśli do łazienki. Wrzucili go z impetem do wanny wypełnionej jakimś zielonkawym płynem. Szczerze? Nie chcecie wiedzieć co to było. Początkowo chcieli zatopić go w betonie, ale z braku specjalnego sprzętu beton im zastygł, a że przenosili go w butach i kapeluszach to już nie nasz problem. Chodzi o to, że musieli szybko skombinować zamiennik, a w pobliżu był tylko tani sklep i stacja benzynowa... Następnym punktem programu była gra w butelkę i wyszło na to, że każdy musiał się z każdym przelizać. Oczywiście chińczyków wywalili, robili za dużo hałasu i syfu. Później wyskakiwali przez okno i udali się na podbój pobliskiego baru. Wypili kilka głębszych i w przebraniach Kobiety-Kota, Iron Mana, Spidermana i wszystkich innych manów, ukradli motory pobliskiemu gangowi i pojechali w siną dal. Oczywiście jechali stylem Iwony - zygzakiem. Niall mało nie posiniaczył swojej facjaty, ale dzięki (dzięki, albo nie-dzięki) refleksowi Nick'a nic mu się nie stało. Nie dali rady dojść do łóżek, bo Chris poczęstował ich "mieszanką specjalną", więc upici i naćpani zasnęli w jakimś rowie z krowim łajnem. 
Rano obudzili się obolali i skacowani. Mieli takie pragnienie, że zaczęli doić krowy, które wypatrzyli na pobliskim polu. Doili i od razu pili, bo nie mieli kubków. Chwilę później pogonił ich farmer z grabiami, więc wrócili do domów i zaczęli przygotowywać się do wydarzenia roku.



CZĘŚĆ CZWARTA: Ślub.
 (by dreamsx33)
Wiosna. Kwitną ptaki, śpiewają kwiaty. Iwona za kulisami przebiera się w strój Jagny i szykuje się do ślubu. 
5 minut później:
Scena przed kościołem, Iwona podjeżdża na lamie pod ołtarz z baseniku dla dzieci. Pan/pani młody/a Horan bawi się gąbkowymi piłeczkami (miały być plastikowe, ale Ananas mógłby zrobić sobie krzywdę). W tle leci jedna z solówek Horana. Ala, jako ksiądz w czarnej pelerynie Batmana, wbiega przed basen, przewraca się przez jedną z piłeczek i wali ryjem o glebę. Posyła Ananasowi mordercze spojrzenie i wypluwa żwir. Lama dojeżdża i Iwona z męską gracją ląduje koło Horana. Ala wyciąga z rękawa swoje ściągi.
 - Ekhekham- zaczyna - Ludu! Zebraliśmy się tu, aby połączyć papierem toaletowym tę oto parę młodą - Nialla "Ananasa" Horana z pochodzenia hrabskiego (ta, akurat) oraz Iwonę "Ivy Bambo The Simpsonizer".. bez żadnego szczególnego tytułu - w tym momencie Ali wypadły wszystkie ściągi, a że sierota ich nie ponumerowała... - yy... no dobra.. to przysięga. Panie mają pierwszeństwo: czy ty, Niallu Horanie bierzesz tę oto Iwonę za męża i przysięgasz, że będziesz z nią razem w zdrowiu, chorobie psychicznej i że nie opuścisz jej chyba, że ci spuści na łeb wazon z paprotką?
Nastała chwila ciszy.
 - Panno Horan?
Odpowiedziało jej głuche chrapnięcie. Niall spał. Iwona wbiła mu łokieć pod żebro.
 - Jakie stringi!? - krzyknął zaskoczony.
 - Uznajmy to za "tak" - Ala poprawiła habit i kontynuowała - A czy ty, Iwono "Ivy Bambo The Simpsonizer" pragniesz pojąć tę oto niewiastę za żonę i użerać się z nim przez dłuuuugie, dłuuuuugie lata?
 - Ja.. - zaczęła Iwona, ale Ala jej przerwała:
 - Wiesz.. nie musisz się spieszyć... mamy czas... przemyśl to... dłuuuuugie lata.. z tym... czymś..
 - Tak! - wrzasnęła Iwona.
 - Dobra. - mruknęła Ala. - Ogłaszam was panią i panem Horan.
Na znak miłości Iwona dała z bicepsa Horanowi w twarz. Ten nadal spał. Świeżo upieczona para młoda wyszła przed kościół, gdzie małe tańczące kozy rzucały w nich sianem, kiełbasą i skarpetami. Narzeczeni wsiedli do odpicowanego kombajnu (taki wiejski tiuning), a Ala (już w przebraniu farmera) usiadła za kierownicą i wcisnęła pedał gazu. Ruszyli ile fabryka dała w kombajnie.
Pocinali przez autostradę 10hm/h. Za nimi ciągnął się sznur samochodów. Wszyscy trąbili (ale niekoniecznie żeby uczcić ślub. Za kombajnem jechał też ciągnik ze świeżą gnojówką). W końcu dojechali do celu swej podróży. Bar dla zmotoryzowanych, gdzie miało odbyć się wesele, był przystrojony srajtaśmą, a w wejściu stała ogromna tęcza zrobiona z balonów, pod którą pan młody miał przenieść żonę. Iwona zeskoczyła z kombajnu i rzuciła sobie Ananasa przez ramię, żeby przejść pod tęczą. Przy okazji zaryła jego głową o futrynę. Potem rzucali za siebie kieliszkami (spokojnie..rana na głowie wujka Heńka nie jest taka groźna, zagoi sie... no dobra, zginął na miejscu, szczegóóół...)
Tak więc Ala zaparkowała małżeński kombajn obok wszystkich harleyów, które stały pod barem i wszyscy weszli do środka.
Zaczęła się potupaja.

  

CZĘŚĆ PIĄTA: Wesele. (by dreamsx33 & TheS.)

Wtem do 
sali przez dach wleciał Supermen w obcisłych gatkach (oczywiście dach do wymiany) i zaczął tańczyć makarenę na stole. Po chwili wszyscy zebrani się do niego przyłączyli i tak cały wianuszek kółka różańcowego wypłynął na ulice autostrady. Szli tak chyba z pół godziny, gdy doszli do centrum miasta. Zaczęła się ostra impra. King Kong zaczął się wspinać na wieżowce, emeryci i renciści jeździli na deskach udając skejtów, kilku zaproszonych gości tańczyło limbo w parku...

*a tymczasem u Iwonki i Niall'a...*
A cholera wie, gdzie oni się podziali i co robią... ale chyba parę minut temu policja dostała cynk, że jakiś tleniony blond oszołom i Jagna w męskim stroju robili rozróbę w sklepie na dziale RTV i AGD, więc sami rozumiecie...

Po jakiejś godzinie wszyscy byli wstawieni bardziej niż studenci kilka dni przed sesją, albo przeciętny gimnazjalista, dlatego kulturalnie (wcale nie, kłamca!) zaczęli wracać do domu, by robić różne inne rzeczy... 
Kilkoro gości zagubiło się w miejscowym sex shopie, a jeszcze inna grupka zaczęła tańczyć do akordeonowej symfonii ulicznego grajka w przebraniu Pikatchu. Iwona zaciągnęła swojego nowego męża do sklepu z zabawkami. Pozabierali trochę maskotek, a przy okazji obejrzeli najnowszy odcinek Teletubisiów. Oczywiście płakali, gdy kończył się odcinek, a pedalskie słoneczko znikało za horyzontem. Wrócili do domu, a tam wszyscy w najlepsze zjadali ciasto. W dodatku Ala właśnie wzięła dwie figurki z tortu, przedstawiające młodą parę, i odgryzała im głowy, śmiejąc się przy tym, jak psychopatka (którą była...). Następnie przybył jakiś kowboj z bałałajką i zaczął grać chińską melodyjkę. Przez chwilę zrobiło się gorąco, gdy na scenę wkroczyła Hannah Montana (ta dziewczyna jest wszędzie!), ale kowboj dał jej solidnego kopa i blondyna już nie wróciła. Nic dziwnego, wyleciała przez okno z taką siłą, że pewnie znalazła się w sąsiednim budynku, chyba, że zatrzymał ją jakiś grubszy murek. Nie nasza sprawa. Imprezka trwała w najlepsze, wszyscy byli upici na maksa, ale nikomu to nie przeszkadzało.

CZĘŚĆ SZÓSTA: Miesiąc miodowy. (by TheSimpsonizer)

Zaraz po hucznym weselu Nicholas i Ala wepchnęli Iwonę do rikszy, którą miał ciągnąć Nialler. Teraz to już nikt nie wie, kto tu jest facetem w tym związku. Jednak przecież Ananas nie wiedział, gdzie ma jechać. Skończyło się rumakowanie i oboje zostali zaciągnięci do samolotu. Przelatywali właśnie nad oceanem, kiedy podeszła do niech stewardessa i wręczyła im 2 małe plecaki. Nie zdążyli ich nawet założyć, bo zostali wypchnięci przez drzwi wejściowe. Spadali i spadali, aż w końcu wylądowali z hukiem na jakiejś wyspie. Był tam ogromny dom, ciekawe po co. Bez wahania do niego weszli. Rozrzucili swoje walizki po całym przedpokoju i zaczęli zwiedzać. Weszli do jakiejś sypialnie, gdzie... Tak, na łóżku leżał jakiś biały koleś i jakaś posiniaczona laska, wszędzie latały pióra. Zaczęli się rozglądać, a wtedy biały koleś podszedł do nich z prędkością światła i złapał Horana za kołnierz, unosząc nad ziemię.
- Czego tu szukacie?! - wrzasnął. 
- Edwardzie, spokojnie, może się zgubili. - powiedziała jego dziewczyna. Edwardzie? Iwona i Niall wybuchnęli śmiechem. Ich śmiechy były dosyć... specyficzne i ostro wkurzyły... Edwarda. Edward.. Jakie imię. Ile on ma lat? 80 czy 17? Rodzice to go chyba nie lubili...
- Śmieszy cię coś?! - tym razem zbliżył się do Iwony. Bił od niego nienaturalny chłód. Królowa śniegu! - Bo wiesz, ja jestem wampirem i gdy cię ugryzę to nie będzie już tak wesoło.. - powiedział, a jego oczy zrobiły się czerwone. 
- Wampirem?! - krzyknął przerażony Niall, ale zaraz potem się ocknął i podszedł do Edzia. - Zostaw tę kobietę, albo potraktuję cię mą zacną pomarańczową skórką! - oznajmił, wypinając dumnie swą zapadniętą klatę, po czym wyciągnął z kieszeni spleśniałą skórkę pomarańczy.
- Fuuuj, od kiedy ty ją tam nosisz? - zapytała dziewczyna wampa. - Wynosimy się, Edwardzie, ja nie będę tego tolerować. Znajdziemy sobie nową wyspę. - powiedziała, wychodząc. Edek jeszcze został.
- Wiecie co? To dziwne, umiem czytać w myślach każdemu, tylko nie wam... - zastanowił się chwilę, na co para wyszczerzyła się do niego głupkowato. Wampir prychnął pod nosem. - Może nie mam CZEGO czytać. - i wyszedł trzaskając drzwiami. Następnie Horanowie (jak to brzmi...) zaczęli imprezę. Zrobili rozróbę w całej willi, porozwalali meble i rozbili okna. Zadzwonili po pizzę, którą po godzinie przyniósł struś Pędziwiatr. Balowali całą noc, po czym padli zmęczeni na podłogę.
Rano (czyli tak gdzieś po południu..) Niall poszedł wziąć prysznic. Okropnie zawodził, imitując śpiewanie, więc Iwona, zła, że ktoś śmiał ją obudzić poszła do kuchni. Wzięła ciasto i czekała pod drzwiami łazienki. Gdy chłopak wyszedł, przywaliła mu z całej siły plackiem. Ten był przeszczęśliwy i zaczął się wylizywać.
Następne dni mijały im na rozróbie wyspy. Po tygodniu nic z niej nie zostało i Ala musiała po nich przylecieć wojskowym helikopterem, który ukradła z pobliskiej bazy wojskowej. Tak oto minął ich pseudo-miesiąc miodowy. Żyli w głupocie i radości aż do zarzygania świata.



KOONIEC.

__________
Goooodmooorning!
Dobra, jak widzicie po tym dość obszernym materiale ja, TheSimpsonizer, mam męża xD Teraz kilka słów wyjaśnienia: nikt tutaj nie hejtuje chłopaków, Nialla, ani nikogo. Z resztą, w pierwszej notce blogowej jest taka adnotacja.
Autorką wszystkich obrazków jest dreamsx33, a co do notek to macie napisane kto jest autorem. Ode mnie to chyba będzie tyle, tylko.. wiecie, to może być nasza ostatnia notka. Chyba, że ruszymy dupy i przepiszemy nasze opowiadanka napisane na lekcji, kto wie. A teraz przekazuję mikrofon do Ali. Halo Mietku?

Halo, Franku, z tej strony Mietek (czemu wgl Mietek? to mi się z kozą kojarzy o.o' no ale nieważne xD) więęęc.... więc ja w sumie nic nie mam do powiedzenia (no chyba, że ktoś chce słuchać moich głupot xD). Ah... nasze opowiadania z lekcji... jak ktoś walnie Franka w łeb to opowiadanie się pojawi, bo nasza pani Horan to wszystko ma. Ja nic nie będę mówiła już o ślubie Ivy, bo to wszystko przeczytacie, odmeldowuję się x3

Tu TheS., jeszcze raz. Nie słuchajcie jej, ja mam tylko jedno opowiadanie (to najlepsze, mwahaha!), ona ma 2 pozostałe xD
Dzięki, że to przeczytaliście, bla bla blaa...
Enjoy!

Pedobear kontratakuje 3

Dobra, tak naprawdę nie minęło pół roku. Tydzień, góra dwa. Co nie zmienia faktu, że blondasa nadal nie było. Kogo obchodzą fajki, dawać klucze!
- Patrzcie... Widzę koło... - zaczęła Iwona. Leżała plackiem na pustkowiu i gapiła się w niebo. Ala i Nicholas grali w kulki, a króliki gdzieś się zmyły.
- Duża ta kulka... Coraz większa... - w tym momencie dziewczyna poderwała się do góry, lekko zatoczyła i zaczęła coś krzyczeć.
- Co? - zapytali równocześnie Ala i Nick.
- Meteor, kur**, nie co! - powiedziała i zaczęła pchać McLarena. Jej towarzysze wsiedli do Ferrari, jednak po jakimś czasie zlitowali się i przyczepili auto Iwony liną. Ta ciągle skręcała i nadal jechała swoim stylem... czyli zygzakiem. Tak, to naprawdę nieciekawa sytuacja. Meteor walnął w ziemię i światło zgasło.

Auta gdzieś zniknęły, a oni szli w ciemnościach. Iwona szła na pierwszy ogień i w pewnym momencie porządnie przygrzała w jakąś metalową ścianę. Światła zabłysły ze wszystkich stron, tym samym oślepiając naszych bohaterów. 

- Co do... - zaczęła Ala, ale urwała w pół słowa. Metalowa brama otworzyła się i stanął przed nimi koleś bardzo podobny do Terminatora. Podniósł ich za koszulki i rzucił w głąb. 
- Ej ja latam! - Iwona zaczęła się wydurniać, a po chwili Ala do niej dołączyła. Nicholas popatrzył na nie z politowaniem, ale nie odezwał się. Wylądowali niczym ninja. Bynajmniej Ala i Nick, Iwona przywaliła ryjem w posadzkę. Usłyszeli jakiś dźwięk, jakby jechał wóz z lodami.  Podnieśli wzrok i zobaczyli Cody'ego przywiązanego do ogromnego koła fortuny i kręcącego się.
Terminator do nich podszedł.
-Zakręćcie... jeśli sie odważycie..- mruknął terminator do Iwony, Ali i Nicka. 
-Eee... Iwona, to twój chłopak, my zaczekamy tam- powiedziała Ala i razem z Nickiem  zmierzali do poczekalni, kiedy drzwi zamknęły sie im przed nosem.
-Nikt stąd nie wyjdzie! Muahahaha!
-Czy tylko ja mam wrażenie, że ten kolo zaśmiał się jak psychol? -€“ spytał Nick, ale dziewczyny go zignorowały. 
-Jeśli chcecie odzyskać tego dziwaka (który tak na marginesie zaśpiewał mi już chyba ze 4 piosenki, dał 15 autografów ze swoim zdjęciem i darmowe wejściówki VIP na swój koncert, żebym go tylko wypuścił) musicie wziąć udział w mojej grze....- Terminator uśmiechnął się tajemniczo i zniknął. Trójka naszych bohaterów, ubrana w stroje gladiatorów,  znalazła się na środku areny w Koloseum. Tłum dookoła wiwatował, na środku stał przywiązany do słupa Cody, jakieś fanki rzucały w jego stronę pluszaki, jeden trafił w głowę Iwony.
-Hej!- wrzasnęła- Patrz gdzie rzucasz ta szmatą!
Rozległ się dźwięk bębnów i zza krat wyszły...małe urocze niebieskie smerfy. 
-To żart?- Nick patrzył na to z niedowierzaniem. 
-Nie patrz im.. w oczy..- powiedziała szeptem Ala i odwróciła wzrok.- To czyste złooo...

Nagle akcja potoczyła się bardzo szybko. Niebieskie Smerfy zaatakowały swoją śmiercionośną bronią- gumi jagódkami. Tłum szalał, również rzucali zgniłymi owocami i parówkami. Ciekawe po czyjej są stronie...?

Iwona była gotowa bronić swego wybranka. Wrzuciła 3 bieg, wyjęła z kieszeni salceson i niczym ninja pokonała resztę smerfów. Odwiązała szybko Cody'ego. 
-Gdzie ty się kur*a włóczysz!? - krzyknęła i chłopak dostał po łbie.
-No ja.. tego.. po fajki...- zaczął się tłumaczyć, ale nagle wszyscy wpadli w zapadnie i ogarnęła ich nieprzenikniona ciemność.


__________
Sie-sie-sieeema xD
TheS. przy mikrofonie, zaraz będzie się sypać z dachu xD dobra, uwielbiam te nasze monologi do.. do.. no do czytelników, po których ani widu ani słychu..
To ostatnia część naszej serii. I jakiejkolwiek serii. Teraz będą tylko pojedyncze one-shoty, które... Gdzieś tam są. Zapraszam na mój ślub. Ave

TheSimpsonizerrr x3

Pedobear kontratakuje 2


Tak, tak. My się o nich martwiliśmy przez 2 miesiące, a oni w tym czasie imprezowali w klubie "Kanalik". Co jest dziwne, bo zwykle podchodzą dość sceptycznie dotego typu miejsc. Ala każdy ma prawo zaszaleć, nie? No, ale po tym czasie Nick siłą wyciągnął dziewczyny z tego podejrzanego lokalu. I poszli dalej. Teraz to już nikt nie wie gdzie oni są, jaki jest ich cel i czemu ciągle przeżywają. Tak jak ten upadek w ciemnej ciemności. To jest nienormalne. Tak jak oni zresztą.
- To gdzie idziemy ? - zapytała Ala.
- Może jakaś kolejna misja ? Ale tym razem tajna, ubierzemy się na czarno i będziemy śledzić ludzi... - rozmarzyła się Iwona.
- Ej, to nie taki głupi pomysł. - potwierdziła jej koleżanka.
- Hm.. Trzeba to przemyśleć. Więc chodźmy, może coś się stanie po drodze. -stwierdził Nicholas (wtf? Czemu on tak nudno gada..?) Poszli więc. Szli skrajem polnej drogi (zajmowali całą), aż ktoś z tyłu zatrąbił... Gdy się odwrócili ich oczom ukazał się... żółty McLaren MP4-12C. Wszystkim opadły szczęki.
- Ruszcie dupy, a nie się gapicie jak łysy na grzebień ! No już ! - krzyknął kierowca. A że oni nadal stali jak sieroty koleś musiał wysiąść. Wziął ze sobą pałkę z drewna (te pały będą prześladowały Iwonę do końca życia. takie tam proroctwo) i zagroził przemocą. Jak tylko się do nich zbliżył Ala i Nick odeszli na bezpieczną odległość. Iwona się nie dała.
- Ja cie znam ! - krzyknęła. - Ty jesteś tym australijskim świrem tych dziwnych autek, które wydają boski dźwięk oraz amatorem ketchupu !
- Taak... To ja. - powiedział typ.
- Czyli.. jak masz na imię ?
- Cody Simpson ? - oznajmił w formie pytania.
- No więc, Cody, od dzisiaj twoje auto jest nasze. - oznajmiła Ala i podeszła obejrzeć nowy łup.
- Jeżeli Molly idzie to ja też ! - postawił się chłopak.
- Molly ? Nazwałeś swoje auto ? - wyśmiał go Nick.
- Tak, a jak coś się nie podoba to spadam.
- Nie, nie, nie zabieraj auta i wyluzuj koleś. - powiedział Nick i razem z Alą pakowali się do samochodu.
- Wiecie, tam sie wszyscy nie zmieścimy, ale tam niedaleko jakiś koleś miał Ferrari 458 Italię…. czerwoną…- powiedział Cody, a Ala z Nickiem już pędzili w tamtym kierunku. Iwona poszła do McLarena, a za nią blondyn. Po kilku sekundach Nicholas prowadził już błyszczące Ferrari.
Jechali asfaltową drogą obok oceanu. Słońce odbijało swe promienie w lśniącej tafli wody. Samochody mknęły lekko niczym wiatr, a cichy dźwięk silnika dopełniał klimat.... (pomińmy szczegół, że przednimi jechał traktor 30km/h z łajnem na pace, które dawało bardzo aromatyczny zapach gnojówki).
Nagle na maskę Ferrari spadło jakieś białe coś.
-Zasrane gołębie..- mruknął wkurzony Nick i zatrzymał auto na poboczu. Cody i Iwona do nich dołączyli.
-Co się stało?- spytał chłopak, kiedy nagle podbiegł do nich ogromny misiek z teczką u boku.
-Oo... sraczek naptał?- pochylił się nad kupą na masce auta, po czym otworzył swoją teczkę. Wyjął z niej jedną ze szczoteczek do zębów, imieniem Gloria i rozpoczął czyszczenie ptasiej kupy. Po 2 minutach auto lśniło jak nowe.
-Jej...dzięki..- wykrztusił zaskoczony Nick.
-Nie ma sprawy...- odpowiedział misiek.- Kocham tę robotę. Mam nawet własną firmę- Kupex Ptakex- wyczyści każdy rodzaj ptasiego gówna. Odziedziczyłem po dziadku- dumnie wypiął swoją włochatą pierś.
-E... tak.. wiesz.. dzięki za wyczyszczenie maski i w ogóle fajnie się rozmawiało, ale musimy już jechać.- powiedziała Ala, po czym zaczęła wsiadać do auta.
-Zaczekajcie! Mogę pojechać z wami? Jestem taki samotny u mnie w domku....
Wszyscy wymienili znaczące spojrzenia.
-Nie mamy miejsc w autach, przykro nam.- powiedziała szybko Iwona
-Ależ ja mam auto. Stoi tam.- misiek się odwrócił i wskazał na swój pojazd-wielkiego monster trucka przypominającego niedźwiedzia.
-Ale my nie możemy, my.. ten.. e.. jedziemy do babci.. po ziemniaki.. po ziemniaki dla babci..- wypalił Nick i zaczął się mieszać sam we własnych słowach.
Cała nasza czwórka nie zważając na pedomiśka wsiadła do aut i odjechała.
Nick odwrócił się jeszcze do Ali i spytał:
-Ale pojedziemy po te kartofle, tak?
- Nie! -krzyknęła Ala w odpowiedzi na pytanie chłopaka i depnęła na pedał gazu. Iwona ze swoim marnym refleksem nawet tego nie zauważyła. Dobrze, że Cody był na tyle rozgarnięty, żeby popchnąć ją w stronę auta. Iwona usiadła za kierownicą i zaczęła jechać zygzakiem. Ali i Nicholasa nie było już widać na horyzoncie. Cody'ego prawie trafił szlag, więc przejął stery i już po paru sekundach zrównali się z Ferrari. Pocinali szybciej niżby się ktokolwiek tego po nich spodziewał. Towarzyszyło im gwizdanie wiatru i boski dźwięk silnika...
Nagle rozległ się potworny huk.
- Na mnie nie patrzcie... - odezwała się Iwona. Ala rzuciła jej jedno ze swoich spojrzeń wyrażających dezaprobatę i odwróciła się za siebie. Ku nim zbliżał się policyjny pościg. Zamiast zjechać na bok, nasi bohaterowie gapili się jak z niebezpieczną prędkością ku nim zbliża się badziewne auto z lat 80' (tak,jasne, Fiat 126p.), które prowadził niebieski mrówkojad, a za nim pruło kilka policyjnych jednostek. Mrówkojad porysował McLarena Cody'ego. Ten się wkurzył i dołączył do pościgu, Ala z Nick'iem również, zawsze to jeden powód więcej, żeby przejechać się świetnym Ferrari i popatrzeć na film sensacyjny na żywo. Mrówkojad zjechał na piach, a że jego pojazd nie był najlepszy, zaczął się kręcić. Jak na gokartach, gdy ktoś w ciebie wjedzie, tylko kilkaset razy szybciej. Wszyscy patrzyli się na niego w osłupieniu. Gdy wreszcie stanął, Cody podszedł do niego, złapał go za szmaty i walnął na drzwi, gdzie była rysa.
- Widzisz co zrobiłeś brudny dziadu?! Masz to ZLI-KWI-DO-WAĆ w ciągu 15 min.! Jak nie to.. - Nie skończył, bo zbliżył się do niego oddział antyterrorystów. Były to małe króliczki. Największy z nich przemówił...
-Joł ziomal.- mruknął zachrypniętym głosem napakowany królik. – Jak leci? Macie fajki?
Królik oparł się o zaparkowanego przy dość stromej przepaści Fiata 126p. Ale futrzak był za ciężki i auto spadło w przepaść.
-Nie!- krzyknął Mrówkojad!- To samochód babci! Władysław! Trzymaj się! Już po ciebie idę!
Po czym rzucił się w otchłań, zarył o kilka drzew, nadział się na wystający korzeń, potrącił małego jeżyka, który robił na drutach i leciał tak jeszcze i leciał, aż dotarł do magicznej krainy jednorożców, gdzie wraz ze swoimi przyjaciółmi (on nie ma przyjaciół, nie wierzcie w to) zawładnął światem i żył długo i szczęśliwie...

No dobra, kogo obchodzi jakiś wyliniały szczur skrzyżowany ze słoniem. Tymczasem tam na górze Nick, Cody, Ala, Iwona i napakowane króliczki antyterrorystyczne stali i gapili się na siebie przez jakieś 15 minut, bo nikt nie miał fajek.
-Eh.. skocze do kiosku….- westchnął Cody i poszedł. Ale zaraz wrócił i trącił królika z bara.
-Daj kase. Co niby mam ze swoich kupić?
Futrzak dał mu trochę hajsu.
Minęło 10 minut…15….30……5 dni….14…3 miesiące ….pół roku…. A Cody nadal nie wracał….,….

w następnym odcinku (o ile będzie nam się chciało go napisać):
gdzie przepadł Cody? Czy coś mu się stało? Czy jego nowi znajomi wyruszą w niebezpieczną, pełną przygód podróż, aby go odnaleźć? (nie no jasne, że pójdą,co mają innego do roboty? Poza tym… on zabrał kluczyki do McLarena…) Czytajcie kolejny odcinek ,,Pedobear kontratakuje”! Już niebawem! (czyli gdzieś tak za 3miesiące)
____________
szuda stej or szuda goł... taka tam notka z puentą.
tsa, jedno duże ciemne irlandzkie piwo dla tego, kto to skomentuje.
czekam.

TheSimpsonizer

Pedobear kontratakuje


Ciepły (upalny),  wiosenny (czyli letni), deszczowy (a kogo my oszukujemy?) poranek.....
Cała nasza dzielna (tak, jasne) czwórka bohaterów spaceruje przez małe uliczki Indyjskiego miasteczka w poszukiwaniu... no właśnie. Tak naprawdę nie wiedzą jaksię tam znaleźli. Gdy wpadli w przepaść stracili widoczność i obudzili się w domu jakiegoś dziada. Co więcej, od ponad godziny śledziła ich mała małpka w skórzanej kamizelce i papierosem w pyszczku. Zaciągała się nim co chwila, podchodziła do ludzi, odbierała pieniądze i dawała im jakiś towar. 
-Normalnie małpa-diler.. - westchnęła Iwona i przypomniała sobie swojego byłego, z którejś tam części naszych opowiadań.
Po chwili wyszli z zatłoczonych ulic Slumsów na niewielką przestrzeń. Po środku siedział mały fioletowy osiołek z przybitym na gwóźdź ogonkiem i różową kokardką.
-Kapciouchy!- pisnęła Ala z radości i podbiegła do osiołka, żeby zrobić sobie słit focie na nk. 
-Hej, zaraz, zaraz...- powiedział osiołek zachrypniętym głosem, który brzmiał jak głos starego pedofila.- Nie rób tego, bo możesz potem żałować.- powiedział do Ali. 
-Dobra, czaje, zakaz zbliżania się, mamy tu już kilka...- mruknęła dziewczyna po czym wyciągnęła z kieszeni plik kartek.
-Nieważne. Ja coś wiem i wy to chcecie wiedzieć, ale..
-Chcemy?- spytał przerażony Justin.
-Tak..chcecie.. - powiedział osiołek, który rzucił chłopakowi spojrzenie ,,jeszcze raz mi przerwiesz..." - Chodzi o to, że wiem jak możecie wrócić do domu, ale musicie coś dla mnie zrobić...
Cała czwórka usiadła wokół osiołka i słuchała w skupieniu. 
-Pójdziecie do tego tam lasu. Weźmiecie ze sobą list, który ma trafić do domku,znajdującego się w środku dziczy. Macie 4 godziny na dostarczenie przesyłki. Podrodze uważajcie na innych.
-Na kogo? - spytała Iwona, lecz osiołek się tylko tajemniczo uśmiechnął, ukazując srebrne zęby. 
-A czemu ty nie możesz zanieść tego listu?- wtrącił się Nick. 
-Bo to nie mi zależy na powrocie do domu, a poza tym za godzinę muszę odebrać ubrania z pralni dla żony. No, to miłej podróży. 
Na odchodnym Ala jeszcze raz spojrzała na osiołka. Jego tatuaż w kształcie czaszki był ostatnim co zobaczyła, po czym weszła do lasu za pozostałymi...

Szli sobie, śpiewając pod nosem rosyjskie piosenki. Natrafili na jakąś polankę. Wokoło rozciągały się ciemne drzewa, słońce prześwitywało przez ich wysokie konary... Tak, co z tego. Dziewczyny położyły się na trawie i zaczęły gapić się na chmury. Ciekawe jak, skoro wszędzie były drzewa ? No, ale jak widać im to nie przeszkadza. Nick znalazł pod jakimś krzaczorem piłkę do footballu amerykańskiego. Podzielili się na drużyny (kto zgadnie jakie? Taak. Grali dziewczyny na.. powiedzmy ogólnie: chłopaków, ale co do tego nie ma pewności...) i zaczęli grę. Jakoś zapomnieli o tym, gdzie byli kilka godzin temu. Widok diabła w stringach ? A co tam, piłka ważniejsza. Nagle z choinki zeskoczyło jakieś stworzenie w stroju wróżki.
- Oo... Widzę, że rzucacie sobie kawałkiem wypchanej skóry wołowej.. Mogę wykopywać ? - zapytała niewinnie.
- Jak chcesz wykopywać to zostań archeologiem. - powiedziała sceptycznie Iwona. Babka nie podobała jej się. A te cielęce oczy Justina.. Tak, to pewnie przez to.
- Selena ? - powiedział Bieber jakoś tak miękko.
- Yy.. jak widzisz. - powiedziała niezbyt mądrze 'wróżka'.
- Nigdy nie przestałem cię kochać ! - krzyknął Justin. Teraz to nawet Ala popatrzyła się na niego z otwartą buzią. Iwona miała dziwne spojrzenie. Było wnim widać na przemian złość, rozpacz ale i ulgę. 
- C.. Co ? - zapytała Selena.
- Jedna naraz, stary. - powiedział Nick i rzucił w niego piłką z całej siły tak, że JB zarył ryjem o glebę. 
A teraz należy cofnąć się kilka odcinków wstecz. Jak zapewne pamiętacie nasz Justinek był wilkołakiem (chyba: wilkotłukiem). Co z tego, że został odczarowany, skoro jego nawyki pozostały takie same. Czochra się w miejscach publicznych i obwąchuje tyłki każdemu kogo spotka.. No więc, wilkołaki, są to stworzenia niezrównoważone i nie panujące nad tym co akurat mówią. Ale wracając do lasu:
- Naprawdę ? - zapytała rozanielona Selena. Ala, Nick i, co najważniejsze, Iwona czekali na odpowiedź.
- Tak. - powiedział i plasnął w błoto (on nadal leżał na ziemi). 
- W takim razie, kłamco, zostań ze swoją nawiedzoną wróżką. A my idziemy ! -powiedziała Iwona i oddaliła się od polanki szybko i z godnością ( ta jasne, biegła, co chwila się potykając o wystające korzenie drzew) ciągnąc za sobą zdezorientowanych Alę i Nicholasa. I tym sposobem drogi Justina i Iwony rozeszły się w dwie różne strony i już nigdy się nie zejdą. No, ale co cię nie zabije to cię wzmocni, a nasi bohaterowie mają przecież misję. 
Tak więc szli rozglądając się za domkiem. Nagle stanęli jak wryci.
- Eej.. Kto ma ten list ? - zapytał Nick, a krew odeszła mu z twarzy.
- Wyluzuj, mam go.. - powiedziała Iwona i zaczęła przeszukiwać kieszenie. Bez skutku. A Ala stała tylko i patrzyła się jak oboje panikują. W końcu uznała, że czas skończyć te tortury i pomachała im katką papieru przed nosem. Iwona i Nick odetchnęli z ulga i poszli dalej. Przeszli kilka kroków i zobaczyli mały,drewniany domek. Jednak nie mogli przejść, bo drogę zastąpił im....
brązowy owczarek w babskim czepku i pantoflach. 
-Zjeżdżaj, stary, nam się śpieszy- warknęła Ala i przeszła obok wilka. 
-No no..nie tak szybko! Ninja! Atak!- krzyknął wilk i nagle za nim pojawiło się 20 innych wilków w czarnych strojach ninja. 
-Raany..znowu ninja? Kto pisze te głupoty?- jęknął Nick. 
No tak..jakieś dwie zdesperowane nastolatki nie mające własnego życia,odpowiadając na pytanie Nicka, ale wróćmy do naszych bohaterów. 
Kiedy Iwona, Ala i Nick stali bezradni pod drzewem, a ninja zataczali coraz mniejsze koło, a Ala szukała drogi ucieczki, a Nick wyciągał z kieszeni swój szpanerski scyzoryk, a Iwona pisała sms-y, nagle wśród drzew dało się słyszeć jakieś wycie.
-Tarzan? -spytała z niedowierzaniem Ala, próbując zlokalizować źródło dźwięku. 
Ale nie, to nie Tarzan, to Czerwony Kapturek z piłą łańcuchową, pożyczoną (ukradzioną) od leśniczego. Jednym ciosem powalił(a) wszystkich ninja, a owczarek w pantalonach uciekł. Potem kapturek zaproponował, że zaprowadzi ich do domu, bo tam mieszka jego (jej) babcia. 
Weszli do mrocznego, małego domku, znajdującego się w środku lasu. Dookoła pohukiwały sowy, jasnozielone ślepia gapiły się na nich zza zarośli. Kapturek otworzył drzwi...wszyscy stanęli jak wryci.

-Babciuu...- jęknął Kapturek do małej staruszki ubranej w strój hula i tańczącej limbo na stole.- Mówiłam, żebyś nie robiła imprez, gdy mnie nie ma w domu. 
-Oh, skarbie, poczęstuj swoich gości śliwowicą, zostało jeszcze trochę..- mruknęła babcia, po czym runęła napita pod stół.
-Ee... my.. my tu mamy list.. chyba do twojej babci..- mruknęła Ala i wyjęłakawałek papieru. 
-List? Do mojej babci? - spytał zdziwiony Kapturek.- Przecież to analfabetka. Kto wam to wcisnął?
-Jakiś podpity fioletowy osioł z gwoździem w dupie...- powiedział Nicki i zacisnął pięść. 
-taak..dzięki temu mieliśmy wrócić do domu.- rzuciła Iwona.
-Oh, nie ma sprawy, podrzucę was.- powiedział Czerwony Kapturek, po czym wszyscy ruszyli na dwór.
Kapturek nacisnął automatyczny pilot i drzwi garażu (stajni) otworzyły się. W świetle jupiterów (tak, Kapturek miał w stajni jupitery jak na stadionie) lśniło czerwone niczym krew Ferrari 458 Italia. 
Jako, że w środku były tylko 2 miejsca, Kapturek podarował swoim nowym przyjaciołom autko. Bez słowa wcisnęli się w trójkę do środka i pomknęli autostradą do domu.... (co nie było by takie dziwne, gdyby w lesie rzeczywiście była autostrada).
Ale jak to u nas bywa, oczywiście do domu nie dojechali, bo złapali gumę. Musieli porzucić sportowy samochód (bo na pustkowiu opon nie znajdą, a zapasowe koło wywalili, żeby się zmieścić) i iść dalej z buta. Nagle przed nimi otworzył się fioletowy portal. Bez wahania przeszli przez niego i znaleźli się na jakimś pustkowiu. Przeszli kilka kroków i zobaczyli tabliczkę, na której było napisane:
"Witajcie, zbłąkani wędrowcy, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich", a obok stał koleś ubrany na biało z wyciągniętymi rękami, powtarzający co chwila:
- Pan daa, pan daa... - oczywiście nikt się nim nie przejął. I tak ignorując arabską pandę poszli dalej przed siebie, nikt nie wie w jakim celu. Nagle za nimi zaczął biec minotaur w zielonych spodniach. Gdy ich dogonił (co nie było takie trudne) zaczął ich nękać słowami:
- Kocham was, będziecie moimi właścicielami ? Koocham ! - mówił.
- Nie, spadaj ! - krzyknął Nick, waląc zwierzaka patykiem po łbie. 

~A tymczasem u Justina~

Phi, a kogo obchodzi co on robi. Wracając do minotaura. 
Tak więc minotaur załamał się brakiem miłości ze strony nowo poznanych i odszedł pochlipując. 
- Ej, kiedyś musimy wrócić do domu. Mam dość ! - powiedziała Iwona i odmówiła dalszej drogi. Usiadła na piasku i zaczęła na nim rysować. Po chwili dołączyła do niej Ala, więc Nicholas nie miał wyboru i też klapnął koło nich. 
- Musimy znaleźć kogoś kto nam pomoże. - stwierdził po jakimś czasie. - Chcecie tutaj tak siedzieć i użalać się nad naszym losem ? 
- Tak - odpowiedziały równocześnie.
I przesiedzieli tak dzień. Dwa. Trzy. Tydzień. W połowie drugiego tygodnia dziewczyny zamieniły się miejscami. I siedzieli tak dalej. Gdy minął miesiąc przypomniało im się, że powinni byli już dawno umrzeć. 30 dni bez picia i jedzenia ? Tak, to możliwe tylko u nas. Więc poczołgali się do najbliżej oazy. Okazało się, że jest to bar "Oaza", a za nim jest lotnisko. Posiedzieli trochę w barze, a później nadali się jako bagaże i polecieli samolotem. Nikt nie wie gdzie, ale to były Kambodżańskie Linie Lotnicze więc mogli dolecieć tylko do Węgier. Gdy wysiedli doznali szoku....
Bo o to ich oczom ukazał się.... no właśnie.. nic nie zobaczyli. Patrzyli sobie na ciemne nocne niebo, na którym połyskiwało tysiące gwiazd. Wokół panowała trupia cisza. Ala i Nick rozłożyli sobie kocyk na trawie tworząc romantyczny nastrój. Iwona wyjęła telefon.
-Nosz i nie ma zasięgu...- mruknęła pod nosem. 
Nagle wszystko dookoła zgasło, zapanowała ciemność ciemniejsza niż poprzednia ciemność, nasi bohaterowie spadli w przepaść, nikt o nich nie słyszał przez 2 miesiące....
Koniec..? 
________
Tsa, koniec. Oszukujcie się dalej. W ogólne to zadziwiające, że nadal mamy "jakieś" pomysły na "jakieś" przygody... No. To walnę sucharem na zakończenie:
Skąd pochodzi koleś, który po wejściu do restauracji zjada menú?
- Z Jemenu.
Da bum, tsss...

TheSimpsonizer żegna was żałosnym pożegnaniem. Joł.

Bez tytułu - epilog


Drodzy czytelnicy,
nie martwcie się, nasi bohaterowie nie zginęli (bo przecież nie możemy zabić samych siebie, jak by to wyglądało w papierach w przyszłości?) Jak zawsze ich pech lub szczęście, co kto woli, nie da im umrzeć i już niedługo zobaczymy ich w kolejnej części ! Cieszymy się, ze dotrwaliście tak długo, i że nadal nie macie nas dość. (tak, jeszcze żeby ktoś to czytał...)

*peace*
Ala & Iwona

Bez tytułu 5

,,Bez tytułu 5" powraca ze zdwojoną siłą ! Już w tym odcinku poznacie niesamowitą misję i... kilka innych szczegółów, które poznacie jak przeczytacie !

Nagle spowiła ich czerń...
- Tak to jest jak się nie płaci za prąd.. - stwierdziła Iwona z ironią.
Gdy światła znów zaczęły się palić nasi bohaterowie odkryli, że są otoczeni przez dziwne stworzenia w czapkach Mikołaja. Jednak nie to ich zastanowiło..
- Gdzie jest Justin ?! - Iwona wpadła w panikę.
- Ogarnij się ! - powiedziała Ala, waląc koleżankę pięścią w nos. - Tam stoi.
Przybysze zaczęli robić koło, potem złapali się za ręce i zaczęli.. tańczyć.
- Jee ! Robo-taniec ! - krzyknęły dziewczyny i dołączyły się do kosmitów. Nick stał na środku i próbował zrozumieć sytuację. Nagle powietrze przeszył dziewczęcy pisk. Wszystkie spojrzenia skierowały się na Alę i Iwonę.
- Na mnie nie patrzcie. - powiedziały równocześnie. Okazało się, że krzyczał... Justin.
- I czemu mnie to nie dziwi... - powiedział Nicholas wznosząc oczy ku górze i podszedł do spanikowanego chłopaka.
- Patrz ! - powiedział JB płaczliwym głosem. Nick spojrzał w wyznaczonym kierunku. Przed nimi rozciągał się oświetlony pas... barów szybkiej obsługi. Justin zaczął biec ku nim, za nim Nick, a po chwili dołączyły do nich dziewczyny, zostawiając roztańczonych kosmitów na pastwę ziemskiego życia.
Gdy dotarli na długą uliczkę mieniącą się światłami kolorowych neonów przystanęli i zaczęli się rozglądać. Na chodnikach stało kilka wypasionych aut i Ala zaczęła robić im fotki. Później weszli do jednego z barów. Nie było tam żadnych klientów, bo knajpa nie cieszyła się "dobrą opinią", ale naszej czwórki to nie zraziło. Dzielnie podążyli do lady. Justin już na samym początku wpatrywał się w pewien punkt na zapleczu. Dziewczyny i Nick zamówili sobie coś do picia, a JB zaczął wypytywać barmana o to "coś" z tyłu.
- To jest nasz gadający pulpet. Powie ci co masz robić i zawsze dobrze ci doradzi.
- Oo.. Ja chce ! Daj mi ! - krzyknął chłopak. Sprzedawca pokręcił tylko głową i dał mu pulpet.
- No więc pulpeciku, co mam wziąć do picia ? - zapytał, przeglądając menu. - Woda ?
- Niee - odpowiedział pulpet.
- No to może cola ?
- Nawet o tym nie myśl.
- Sprite ?
- Oo.. no co ty.
- No to nie wiem.. W tym menu nic więcej nie ma. Może mam pić ketchup ? - zapytał z rezygnacją.
- TAK ! - rozległo się z mięsa. Justin popatrzył ze zdziwieniem i poprosił barmana o ketchup.
- Mamy tylko jedną butelkę. Musisz iść do tego typa w rogu. - powiedział i poszedł sprzątać stoły. Dopiero teraz nasi bohaterowie zauważyli małego typka uśmiechającego się do jedzenia.
- Czy ja go gdzieś już nie widziałem ? - zapytał Nick.
- Niee... Nie zadajemy się z takimi podejrzanymi dzieciakami. - powiedziała Ala i wróciła do picia. Bieber podszedł do małego blondyna, ale gdy zobaczył co ten ma na talerzu, wzdrygnął się i zapytał z obrzydzeniem.
- Stary.. Ketchup i truskawki ? Powaliło cię ? Dawaj ! - i wyrwał zdezorientowanemu chłoptasiowi czerwoną butelkę. Następnie zaczął z niej pić. Z toalety wyszła mała kobietka z miotłą, widocznie jakaś sprzątaczka.
- Ojejku, chłopcze, czy nie mogłeś wziąć czegoś normalnego do picia? Zaraz poproszę mojego syna, Mietka, aby dał ci wodę. Czemu pijesz ten ketchup? - zapytała z troską.
- Bo pulpet mi kazał. - powiedział i pił dalej.
Po 15 - minutowej przerwie wyruszyli dalej na następny krok w ich misji. Na drzewie znaleźli kartkę papieru. Litery były napisane krwią, ale treść listu bardziej ich przeraziła...
Nick wziął kartkę i zaczął czytać na głos:
-,,Witajcie drodzy wędrowcy! Widać dotarliście już do przedostatniego przystanku waszej misji. Kolejne zadanie będzie dotyczyło wejścia na Górę Trupów, przejścia przez Tunel Śmierci, wejścia do Jaskini Nieumarłych i zdobycie Listu Wróżki Zębuszki. Po drodze czekają na was pułapki, ale nie przejmujcie się tym. Macie wykupione OC i AC, ale tylko do 23.00, więc się pośpieszcie.
Ps. mam nadzieję, że nikt nie pił keczupu z tego podejrzanego lokalu, przy którym stoicie.
PS2. Ta wiadomość ulegnie samozniszczeniu za 5 sekund, które jak wiesz właśnie minęły, czytając to ostatnie zdanie, bo jesteś kretynem, więc wyrzuć tę kartkę zanim.."
Rozległ się wybuch. Po chwili wszyscy stali upaćkani czarnym popiołem.
-No dooobra..- odezwała się po chwili Iwona.- To idziemy.
Ruszyli naprzód ścieżką, która wiodła wprost na szczyt Góry Trupów...

Doszli do początku bardzo długich schodów. A góra mierzyła 200 m.
Po 5 godzinach doszli na sam szczyt. Nick wczołgał się pierwszy, za nim JB, który chyba stracił płuco, a na końcu Ala z Iwoną, które znalazły sobie na dole jakiś murzynów do noszenia.
-Nigdy..więcej..- sapnął JB.
-Taak..no właśnie..mogliśmy pojechać windą..- stwierdziła Ala, patrząc na grupkę turystów robiących zdjęcia przy windzie.
-Ala! Patrz!- krzyknęła Iwona pokazując coś na niebie- Statek matka znów tu jest!
-Kurcze śledzą nas czy jak..?- przeraził się Nick.
-O nie!- wrzasnęła Ala.- Promień jest teraz różowy! To statek matka playboyów!
-Klóliiik!- pisnęła z radości Iwona.
Dziewczyny wbiegły szybko na pokład.
-Yeah patrz jakie kozackie puchowe siedzenia- powiedziała Ala i zaczęła skakać na jednym z nich.
-I te fotki.. -Iwona z zainteresowaniem oglądała zdjęcia na ścianach.
-Dają opaski na oczy! Omg jakie podniecające, nic w nich nie widać!
-Łuu..w tle leci ,sexy bitch'
-Oł je chodź zatańczymy!
-Jak dziwka? - spytała zaskoczona Iwona.- Nie wiem jak tańczy dziwka ale okej...
-Dziwki tańczą na rurach, ja nie będę tańczyła..omg..nawet nie ma..weź się pedale- powiedziała Ala i zeszła z pokładu. Zaczęła się śmiać.- Łachach, jaki loool..(czy ona wzięła dzisiaj swoje leki?)
-Ala? Lol? Serio?- Iwona  zeszła zaraz za nią.
-Tak. Kupisz mi bebiko?
-Dostaniesz Bobovitą w łeb co najwyżej.
-Oh ten chłopak od keczupu w knajpie miał w takim słoiku cukier. Który upuściłam, ale on nie musi o tym wiedzieć.
Nikt tego nie skomentował i poszli dalej. Tunel Śmierci okazał się krótki, więc nie musieli długo iść. Po drodze spotkali kilka szkieletów, tańczących kościotrupów i handlarzy laleczkami truposzów w strojach hula. Po zakupionych pamiątkach doszli do Jaskini Nieumarłych.
W Jaskini Nieumarłych było ciemno... Słychać było tylko kapanie wody. Nagle zza zakrętu doszedł ich jakiś hałas:
- Dzieeeń dobry ! Nazywam się Zdzich Siemacho ! - odezwał się mały kolo w garniaku.
- Spadaj, spieszymy się. - odezwała się Ala i wszyscy olali małego Zdzicha.
I gdy tak szli i szli natknęli się na małe jeziorko, po którym pływał.. statek piracki ! Dziewczyny się podjarały i chciały płynąć taki kawał, żeby tylko dotknąć drewna, z którego zrobiono żaglowiec. Niestety na brzegu zatrzymał ich pirat.
- Witajcie. Zapamiętajcie ten dzień, w który poznaliście kapitana Jacka Sparrow'a. - odezwał się pirat. - Jeżeli chcecie zwiedzić Czarną Perłę musicie przebrać się w te szmaty - rzucił im pod nogi jakieś kolorowe, obdarte kawałki ścierki - i zapłacić po piątaku.
- Ale my nie mamy kasy ! - krzyknął żałośnie Justin.
- W takim razie wyszorujecie mój pokład szczoteczkami do zębów. A teraz już, przebierać się ! - i oddalił się. Dopiero teraz nasi bohaterowie zauważyli, że pirat ma hak zamiast ręki i jednooką papugę na ramieniu. Czym prędzej się przebrali i po kilku minutach byli już gotowi. Jack zaprowadził ich do małej łódki i popłynęli w stronę Perły. Nie była to długa droga, bo było to jezioro. Dziewczyny wzięły szczoteczki i podzieliły się z chłopakami. Jak najszybciej wyszorowali pokład a potem poszli pohuśtać się na żaglach razem z właścicielem łajby. W tle rozlegały się szanty. I tak się bujali i bujali, aż w końcu Justin wpadł do wody. Nikt nie miał specjalnej ochoty go ratować, a Iwona oddaliła się w ustronne miejsce. Jednak zabawy nadszedł kres, Jack Sparrow jak się pojawił tak zniknął wraz z Czarną Perłą. Wydawać się mogło, że zatonęli ale Jack używa mocnych silników (400KM) i korzysta z alternatywnego źródła energii - słońca i butelek po rumie. Tak więc, gdyby się przyjrzeć, można by zauważyć pocinający w oddali stateczek. Po udanej "zabawie" i akcji reanimacyjnej Justina, gdy wróciła Iwona, nasza czwórka wyruszyła na przeszukiwanie Jaskini w poszukiwaniu jakiegoś znaku od Zębowej Wróżki.
Znak pojawił się szybciej niż by się spodziewali. Gdy weszli do ogromnej kamiennej sali, ich wzrok przykuł mały przedmiot. Podeszli bliżej. Otóż przed nimi, na beżowym piaseczku, tuż obok zwłok nietoperza, leżała mała srebrna żyletka. Pierwsze skojarzenie było takie, że nietoperz się nią pociął, albo ktoś mu to zrobił. Kiedy Ala i Iwona przechadzały się w kółko po jaskini, Justin i Nick zaczęli dźgać patykiem martwego ssaka. W chwili, gdy nacisnęli na mały, czarny brzuszek, nietoperz gwałtownie wciągnął powietrze, a z pyszczka wyleciał mu kawałek foli.
-O matko, kto by pomyślał, że to przeźroczyste gówno nie jest jadalne..- powiedział po chwili.
Dziewczyny skoczyły nagle ku nietoperzowi i wrzasnęły do chłopaków:
-Nie ruszać go! On ma broń!
-Daj kamienia!
Oczywiście wszystko później zostało wyjaśnione. Że nietoperz nazywa się Wacław, że żona go zostawiła dla jednookiego tenisisty, że jego matka ma kochanka, a syn został gejem. Po tych wszystkich problemach postanowił zakończyć swój żywot żyletką, ale opakowanie mu to uniemożliwiło.
-A skąd się tutaj wziąłeś? - spytała Ala.
-No..wiesz..kiedy moja matka i ojciec się pobrali, to potem postanowili mieć jakieś potomstwo. Polecieli do jakiegoś supermarketu i wtedy...
-Przestań!- przerwała Iwona, która zakryła JB uszy.- On jeszcze nie miał na biologii lekcji na ten temat, to będzie dla niego szok...
-Szok? A przed chwilą chciał ci włożyć kupę nietoperza do plecaka. - mruknęła Ala.
Nastała noc, więc postanowili rozbić ognisko i się przespać. Niestety nikt nie miał zapałek, więc z ogniska nic nie wyszło, ale to może dobrze, bo by się wszyscy podusili. Zmorzył ich sen....

,,Z Pamiętnika Ali

Dzień któryś tam, godzina jakaś tam, miejsce- zatęchła jaskinia z nietoperzymi odchodami.

Mój drogi pamiętniczku..nie no, tylko bez takich, nie mieszkam jeszcze w pokebolu.
A w jaskini przyjemna atmosfera- Iwona próbuje rozwiązać psychologiczny problem Wacława (mam nadzieje, że ta patelnia nie będzie jej potrzebna), a Nick i JB sztachają się czymś w kącie. Mówią, że gotują zupkę na obiad.
A dzisiaj mamy iść szukać śladów Wróżki Zębuszki i ...omg..Iwona! Odłóż tą patelnie! Nie, nie możesz! Ten tasak też odłóż! Nie!
<piiiip>
Muszę kończyć, mamy rannego"

Na szczęście Iwonie nic się nie stało. Głaz, który upadł jej na głowę nie wyrządził dużych szkód. O dziwo wróciła do normy po zupce chłopaków. Ala za to rozłożyła po całej jaskini kamienie i kwiaty, i zaczęła biegać dookoła tych śmieci. Mówiła, że odprawia rytualne tańce Kambodżańskich plemion, że to ma im pomóc w odnalezieniu Zębuszki. Nie wiadomo tylko po co jej była litrowa wódka.
Po tańcach wszyscy wyruszyli na poszukiwanie znaków.

Tym razem nie było tak łatwo. Przedzierali się przez zatęchłą jaskinie śpiewając hity z lat 80'. Iwona miała lekki wstrząs po uderzeniu kamienia, Ala upiła się wódką, a chłopcy mieli skutki uboczne po spożyciu swojej zupki, która o dziwo, nie zaszkodziła Iwonie. Doszli do małego pomieszczenia wykutego w skale. Na samym końcu była dziwna, świecąca kulka i liścik. Justin natychmiast rzucił się do światełka, ale Iwona w ostatniej chwili złapała go za szmaty. Po sekundzie tuż przed nimi spadł deszcz kolców.
- Kurcze, tu jest pełno pułapek. - zauważyła Ala. - Może najpierw rzućmy tam kamyk, czy coś ..? - zaproponowała. (a może rzućmy Justina? - chyba to chciała powiedzieć)
Po 30 min. męczących poszukiwań, wreszcie znaleźli małą skałę. Cisnęli ją z całej siły przed siebie. Jednak nic się nie stało.
- Hm.. Tego się nie spodziewałam. Okej, no to chodźmy. - powiedziała Ala i wypchnęła Iwonę z Justinem na pierwszy ogień. Na jej nieszczęście nic im się nie stało.
- Ej tu jest jakaś kartka ! - krzyknęła Iwona i zaczęła czytać:
,, Moje drogie ofiary.
To dość dziwne, że to czytacie, bo liczyliśmy, że zginiecie po drodze. Skoro jednak żyjecie nacieszcie się tym bo już niedługo..." - Iwona się zapowietrzyła i nie mogła czytać dalej. Ala ze zniecierpliwieniem wyrwała jej kartkę i dokończyła czytanie:
,, ... bo już niedługo wasz marny żywot się skończy i przestaniecie zatruwać tą planetę. Tak więc, żeby nie przedłużać, cieszymy się, że odwaliliście robotę z wykurzeniem Sparrowa, liczymy, że znajdziecie się w Piekle. Żegnajcie.
PS. wcale nam was nie żal. Ale nie bierzcie tego do siebie."
-Oo...jaki miły list.- JB się wzruszył.
- I.. I co teraz..? - zapytał Nick, pierwszy raz wystraszony.
- Tego nie wiem... - powiedziała Ala, gdy pomieszczenie zaczęło się trząść. Wróżki Zębuszki nie znaleźli, doszli do wniosku, że to była ściema. Wokół nich otworzyła się czerwona otchłań. Stali tylko na małym kawałku skały, wokół nich buchała co jakiś czas czarna para, płynęła lawa. Było tak ciasno, że po chwili wszyscy powpadali w nieznane...

TO BE CONTINUED.


____________________

te wyścigi, te wybuchy xD
~dreamsx33~

Bez tytułu 4

Wszyscy wpatrywali się w ślad, gdzie spadł gigantyczny motylek, który roztrzaskując się o drzewo, rozsypał się w biały pyłek, przypominający cukier.
Po 15 minutach gapienia się bezczynnie, Ala wyjęła z kieszeni chińską pałeczkę, wbiła ją w ziemie i wszyscy wrócili do domu po magicznej kolorowej tęczy, zwiedzając cukierkową krainę...
Tak. Akurat. Nie wierzcie w te brednie. Cukierkowa kraina została wymyślona na potrzeby sprzedania koszulek firmowych i zebrania funduszy na zakup książek o wampirach i upadłych aniołach. Oraz ze względu na dzieci, bo przeraziłyby się prawdziwej wersji:
Kiedy motyl rąbnął w drzewo, nad naszą czwórką zebrał się rój motyli, który machał panicznie skrzydełkami. Iwona i Ala pierwsze odzyskały trzeźwość umysłu i, pociągając za szmaty Nicholasa i JB, pobiegły do  super nowoczesnego odrzutowca z chromowanymi zakończeniami, koloru czarnego, na wysokim połysku. Wszyscy szybko wskoczyli do pojazdu. Po krótkiej walce z nalotem kosmitów z planety UbiDubi (że co proszę?) i stratach wojennych- roczny zapas dżemu firmy Łowicz, który napędzał poduszkowiec, wszyscy spadli i rozbili się o budynki. Bohaterowie zginęli, miasto nawiedziła plaga nieznanej dotąd choroby, aż wkrótce ludzkość zginęła, a karaluchy zaczęły rządzić światem. Koniec.
No dobrze..może trochę ta opowieść jest podkoloryzowana. Prawdę powiedziawszy nasza czwórka rozbiła się , ale przeżyła. Na dodatek wylądowali w swoim mieście. Żeby odstresować się po ciężkiej podróży, natychmiast poszli na most, żeby poskakać na bungie.
W swoim mieście ? Po jakichś 2 godzinach zorientowali się, że są w Nowej Zelandii. Taak. A tam można skakać z urwiska do wody. Justin pierwszy się na to zgodził. Ale on nie jedno już robił w swojej karierze. Już po chwili wszyscy rzucali się w ciemne i nieznane wody. Gdy tak sobie pływali, dopłynęli do małej, ukrytej jaskini. Podwodna jaskinia mieściła się na malutkiej wyspie.
- Co to za wyspa ? - zapytała Iwona, oglądając kolorowe kwiatki.
- No.. "Mako" - Ala przeczytała napis na tabliczce.
- "Nie śmiecić !" - dokończyła, widząc, że Justin rozrzuca błoto gdzie popadnie.
Weszli na szczyt wysepki. Z góry roznosił się widok na rafę koralową. Dziewczyny gapiły się na nią z otwartymi oczami.
- Nuda. - stwierdził Nick i zaczął schodzić. JB poszedł za nim.
Po godzinie dołączyły się do nich dziewczyny.
- Hmm.. Co tam macie ? - zapytała Iwona widząc chłopaków jedzących różowe owoce.
- Nie wiem, ale strasznie nakręca. - powiedział JB i zaczął skakać po całej wyspie.
- Gumi-jagody ! - krzyknęła Ala i zaczęła jeść owoce.
Tak się nakręcili, że jakimś cudem dotarli do swoich domów. Postanowili zrobić kanapki.
- A wiecie, że jak masło posypie się solą to wydziela się ciepło ? - zapytał Bieber, po czym wziął kostkę masła, posypał ją solą i trzymał nad nią rękę.
- Wydziela się ! Czuję to ! Woow ! - zaczął krzyczeć.
- Serio ? Pokaż - powiedziała, dosyć sceptycznie, Ala. Dała rękę nad masło, ale nim zdążyła się połapać Justin przycisnął jej rękę prosto w masło. Zaczął się śmiać, a Iwona razem z nim. Przybili sobie piątkę.
- Tyy... - powiedziała Ala idąc z wyciągniętą ręką na JB. Jej oczy zamieniły się w cienkie kreski. JB zrozumiał jej zamiary i zaczął uciekać.
Po 5 minutach gonitwy, Ala i JB zniknęli wszystkim z oczu. Iwona trwała w napięciu przez kilka sekund, po czym zobaczyła, jak Ala wraca z zadowoloną miną. Spojrzała na nią podejrzliwie.
-Co mu zrobiłaś...?
Ala spojrzała na koleżankę niewinnym wzrokiem i, wzruszając ramionami, odparła:
-Nie no nic..ale jak chcesz go jeszcze zobaczyć, to idź przeszukaj miejscowe studnie.
Iwona westchnęła.
Wyciąganie Justina ze studni (która nie była studnią, ale jakimś rowem o głębokości ok. 5 metrów) trwało do rana. Na miejsce przyjechała najpierw straż pożarna, potem miejska, a na koniec całe osiedlowe przedszkole. Utworzono sznur z dzieciaków, po czym wyciągnięto chłopaka, który w przypływie natchnienia, jakiego dostał w rowie, napisał piosenkę. Podbiegł do Ali i ją uściskał.
-Oh, dziękuję ci, gdyby nie ty, nie napisałbym tego hiciorowego kawałka.
-Zabierz..te..łapy..rany, ale z ciebie ciućmoch. - powiedziała Ala i uciekła od JB jak najdalej.

Zbliżała się Wielkanoc. Dziewczyny, w przypływie świątecznego nastroju wystroiły cały dom pisankami, kurczaczkami i gumowymi zającami, które straszyły Nicholasa i JB, bacznie ich obserwując podczas pobytu w łazience.
Pewnego dnia w telewizji ogłoszono konkurs na najbardziej Wielkanocne przebranie. Ala i Iwona natychmiast wypełniły formularze i zaczęły szukać odpowiednich ubrań. Chłopcy bronili się, grożąc nie wiadomo czym, byle by tylko nie iść na ten konkurs. Ale był na to sposób. Kiedy tylko Nicholas chciał skorzystać z łazienki i przechodził koło pokoju Ali, ta natychmiast otworzyła drzwi i zaciągnęła go do środka, aby następnie przebrać w kostium.
-Nie! -wrzeszczał chłopak.- Jestem za młody! Muszę utrzymać rodzinę! Mój brat cierpi na krzywicę mózgu, a matka ma grzybicę! Niee!
Ale już było za późno...
 
O 20 wieczorem wszyscy stali przebrani w kostiumy: Ala i Iwona za zajączki, JB za jajko, a Nick za kurczaczka.
-Ooo...jak uroczo wyglądamy- zachwyciła się Iwona.
-Wyglądamy jak kretyni. I dlaczego to ja mam być jajem?- oburzył się Justin.
Po 20 minutach upychania Justina przepychaczką do auta (bo jego strój nie mieścił się w drzwiach), nareszcie mogli wyruszyć.
-No. Jesteśmy na miejscu- powiedział Nick.
-Nie. Nadal stoimy na naszym podjeździe. Rusz się, głąbie, bo się spóźnimy!- zbulwersowała się Ala i przepchnęła się na miejsce kierowcy.

O godzinie 21.43 dotarli na miejsce. Cała czwórka spojrzała na zdezelowany hangar, wokół którego roztaczała się dziwna aura.
-Y..to na pewno tutaj?- Nick miał wątpliwości.
-Taki adres jest na ulotce.- stwierdziła Iwona i zaczęła wysiadać z auta.
-Czekaj!- krzyknęła Ala.- Musimy zbadać to miejsce. Ta aura zestraja moje czakry.
-Będziesz mniej zczakrowana jak wejdziemy do środka. No chodź.- powiedział Nicholas i ruszyli do wejścia.
W ogromnych drzwiach było malutkie okienko. Wielki jak goryl ochroniarz otworzył je, po czym spytał:
-Hasło?
-Kupa Chucka Norrisa. - odpowiedziała Iwona zgodnie ze wskazówkami, które dostała przez tajemniczy telefon.
-Wchodźcie.- wielki goryl otworzył im drzwi.
W środku przeżyli koszmar..
- Aja ! - naprzeciw nim wyskoczył Chuck Norris w przebraniu baletnicy. Dziewczyny zasłoniły sobie oczy. Nick tylko patrzył zniesmaczony. Justin wziął chusteczkę higieniczną i jakiś ledwo piszący pisak i podbiegł do idola.
- O Matko, jestem twoim fanem, mogę prosić o autograf ? - rozentuzjazmował się.
- E.. mieliście się bać i uciekać. Ale skoro nie, to musicie zginąć. - oznajmił Chuck, ignorując chusteczkę Biebera. A tak na marginesie to chusteczka była zużyta. Ale wracając do naszych bohaterów [pytanie tylko, czym sobie zasłużyli na to miano.. Nie, nieważne] - uciekali ile sił w nogach. Niestety z Chuckiem Norrisem nie mieli szans. W desperackim geście pobiegli w ciemną, dziką nicość. I gdy tak biegli wpadli w przepaść. Lecieli w ciemnościach bardzo długo i Justin zaczął zasypiać. Jednak szybko się ocknął, gdyż dolecieli. Wylądowali w jakimś mieście.
- Dobra, jutro zbadamy to miejsce, teraz znajdźmy jakieś lokum do spania. - powiedziała Ala i poszła przed siebie. Wszyscy przystali na jej propozycję.
Niestety musieli spać na starych poduszkach w hotelu bez gwiazdek. O ile hotele mają jakieś gwiazdki. Gdy rano się obudzili dochodziło południe. Wyszli i okazało się, że są na jakiejś stacji benzynowej. Dziwnie znajomej. Przed nimi było wielkie wzgórze. A na wzgórzu ogromny napis.
- Hollywood ! - pisnęła Iwona i zaczęła biegać jak wariatka. Na bilbordach był Justin.
- To w Hollywood też cię znają ? - zapytała Ala. - Kurczę.. Nie wydaje wam się, że już tu byliśmy. Mam jakieś dziwne deja vu. - powiedziała Ala i starała się przejrzeć swoją pamięć. Justin stał z opuszczonymi ramionami i łzami w oczach.
- O Matko.. Ja tu byłem. Czas na retrospekcję ! - krzyknął by zwrócić na siebie uwagę. Nie musiał - wszyscy gapili się na niego po tym jak prawie się rozpłakał. Justin zaczął swoją opowieść:
- Więc byłem tu. Przyciągnęła mnie tu banda psychopatów. Przywiązali mnie do koła samochodu i.. lecieliśmy samolotem wcześniej. No a jak byłam na tej krótkiej smyczy to pies na mnie nasikał. A potem.. Potem przefarbowali mi włosy na niebiesko i kazali szukać dziewczyny.. - I Justin nie dokończył opowieści, gdyż zaczął płakać.
- No.. To teraz wiem skąd to znam. - powiedziała Ala. Iwona też chyba sobie przypomniała, ale nie dała po sobie tego poznać. Zaczęła pocieszać chłopaka i poszli zwiedzać miasto.
Wokoło roznosiły się ogromne palmy a z jednej strony był widok na ocean. Zwiedzali wszystkie miejsca i robili sobie fotki skradzionym aparatem. Widzieli już wszystkie miejsca wraz z ulicami Beverly Hills i Melrose. Minęli plaże Malibu i inne sławne miejsca. Dopiero pod koniec wycieczki spostrzegli, że ktoś ich śledzi i nagrywa każdy ich ruch podręczną kamerką. Ten ktoś się przybliżył. Okazało się, że był to ich dawny, zapomniany znajomy...
-Hm...ale my nie mamy znajomych- powiedziała Ala.
-Właśnie..ja nikogo takiego nie znam i nie pamiętam..- zamyślił się Nick.
-A jaaa..ja mam rzeszę cudownych fanów..- rozmarzył się Justin, ale nikt go nie słuchał.
Iwona stała osłupiała i gapiła się na człowieka.
-Ja być Heniek. Ze Śląska. Ja was znać. Przybywam w pokoju...- zaczął, ale Iwona zaraz powaliła go ciosem karate.
-A- jaaa!- krzyknęła.
-Uhh....- jęknął Heniek.
-Yy..czekajcie! Coś mi świta!- zaczęła Ala po czym usiadła na piasku i rozpoczęła intensywne myślenie.

Nastał wieczór. Ala nadal siedziała na ziemi.
-Dobra. Nic nie wymyślę.
-No przecież setny raz wam mówię! Jestem waszym znajomym! Uratowałem już wam kilka razy życie!- Heniek miał łzy w oczach.- Mamusia mnie wyrzuciła z domu...
-Aaaa....to teeen..ja go znam!- krzyknęła radośnie Iwona.
Wieczorem zrobili na plaży imprezę powitalną dla Heńka. Był koncert zespołu ,Waldżitelsi", kambodżański catering i sztucznie ognie. Niestety po 20 minutach musiała przyjechać na miejsce straż pożarna i pogotowie, bo Nick i JB puścili z dymem budkę z hot dogami.
-A ponoć to nam nie można dawać zapałek i środków wybuchowych- powiedziała Ala i gdzieś zadzwoniła. Iwona w tym czasie podbiegła do Justina.
-Justin! Oh! Justin! Nic ci nie jest?!
-Właściwie to...- zaczął chłopak.
-Co z tego! Jesteś nieodpowiedzialny! Co ty myślisz, że fajny jesteś?! Nie wiesz, że nie wolno używać środków wybuchowych w pomieszczeniach i na wolnej przestrzeni!?
-A ty wiedziałaś?
-Noo.....nie zmieniaj tematu! Teraz musisz pojechać do szpitala, gdzie dostaniesz czopka w dupę i uśpią cię na jakieś 5 godzin. A ja ci nie kupię soczków Kubusia!- powiedziała Iwona, po czym odmaszerowała do Ali.

Na następny dzień chłopaków wypuścili ze szpitala na warunkowym zwolnieniu. Ala i Iwona siedziały właśnie w luksusowej willi Justina w Hollywood i oglądały telewizję, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Dziewczyny otworzyły i nagle akcja potoczyła się bardzo szybko: d
om otoczyło 50 facetów z FBI, którzy mieli przy sobie broń, jakiś typek powiedział, że mają się zamknąć i wsiadać do samochodu. Gdy Ala i Iwona zeszły po schodkach, przed domem stał wypasiony czarny lexus. Wsiadły potulnie do auta. W środku siedzieli już Nick z Justinem. Obaj mieli bardzo poważne twarze. Samochód ruszył z piskiem opon. Cała nasza czwórka pojechała w nieznane, by wykonać misję, która może kosztować nawet ich życie, a zaufanie i przyjaźń staną się cenne na wagę złota....

Gdy dojechali na miejsce zastała ich noc. Wielki gmach muzeum wznosił się przed ich oczami. Wszyscy wysiedli z samochodu.
-Misja, którą macie wykonać będzie bardzo niebezpieczna.- powiedział jeden mężczyzna z FBI.- Będziecie zdani tylko na siebie, bez broni, bez wyszkolenia, bez jakiejkolwiek wiedzy...
-Przepraszam- wtrąciła Iwona- Przeżyliśmy bez wiedzy bardzo wiele i nadal żyjemy, co jest w sumie dziwne, więc chyba damy radę..
-Nie przerywaj!- wrzasnął facet w gajerku i przybliżył swoją twarz do twarzy Iwony.
-Oh..stary..co ty dzisiaj jadłeś..? Żona gotuje ci takie rzeczy..?- dziewczyna aż się odsunęła.
Gdy powiedziano im, co mają zrobić, cała nasza czwórka udała się przed wejście do muzeum.
-I co teraz?- spytał JB.
-Wejdziemy do środka?- podsunęła Ala.
-O tak..i uważasz, że drzwi będą otwarte o 12 w nocy? - spytał sarkastycznie Justin.
Ala pchnęła lekko drzwi, które ustąpiły.
-Ja się poddaję...- westchnął chłopak.
Przekroczyli próg i nagle..otoczyło ich 20 ninja karateków owiniętych różowym papierem toaletowym w jednorożce.
-Łuu..jednorożce! Iwona lubić!- dziewczyna nagle wyciągnęła ręce i podbiegła do jednego ninja. Zerwała z niego papier toaletowy i przytuliła do siebie. Karateka, w samych bokserkach w serduszka, krzyknął jak dziewczyna i uciekł.
-Ona zmacała naszego kolegę! Wiać!- rzucił hasło inny ninja i zniknęli.
Za zakrętem czekały na nich czujniki laserowe.
-I jak teraz przejdziemy?- spytał Nick.
-Może dajmy na pierwszy ogień pana Justina? - spytał JB i wyjął ze swojego plecaka maskotkę własnej osoby. (on nosi własną kukłę przy sobie? I nazwał ją ,,Pan Justin"?)
Ala rzuciła pluszakiem o przeciwległa ścianę, naciskając przy tym guziczek i wyłączając alarm. Po drodze uwolnili skrywające się pod podłogą zło, ale kto by się tym przejmował.
Dotarli do ostatniego etapu wyprawy. Zejście do piwnic zajęło im godzinę, gdyż po drodze szukali toalety dla Nick'a. Na końcu schodów napadł na nich wielki, włochaty yeti. Ala pierwsza podbiegła do miśka i rzuciła mu się na plecy.
-Wyrwę ci te kłaki i cie nimi udławię!- krzyczała.
Po 5 minutach yeti leżał bezwładny i z wygolonym napisem na plecach ,,kopnij mnie".
Oto nastała chwila prawdy....przed nimi stał oświetlony białym światłem wielki kufer, wokół którego stały neonowe tabliczki z napisami ,,otwórz", ,,skarb", ,,spoko nie zginiesz" itp.
-A skąd to białe światło? -spytała Iwona. Wszyscy spojrzeli w górę na wielkie sceniczne reflektory zamontowane pod sufitem.
-To..kto otworzy?- spytał Justin.
-Y..gramy w papier, kamień, nożyce?- podsunął Nick.
Po 10 minutach gry wypadło na Nick'a. Chłopak podszedł do skrzyni i ostrożnie podniósł wieko. Wrzasnął z przerażenia.

-AAA! AAA! OMG! AAA!
-Koteek..wrzeszczysz już od ponad 15 minut, powiesz nam wreszcie co tam jest?- spytała ze znużeniem Ala.
-Sorki.- powiedział chłopak i odsunął się, by inni mogli ujrzeć ,,skarb". Na samym dnie skrzyni leżał...roczny zapas jogurtów ,,Jogobella".
-A ja mam nietolerancję laktozy!- jęknął z rozpaczy Nick.
Nagle podłoga przed nimi się zapadła i długim tunelem zjechali na zewnątrz (co było dziwne, bo byli kilkaset metrów pod ziemią).
-Statek matka przyleciał!- krzyknęła Iwona.
-Gdzie? Nic nie widzę przez to dziwne niebieskie światło.- powiedziała Ala.
Nagle spowiła ich czerń.....

Czy Nickowi, Iwonie, Ali i Justinowi uda się przeżyć? Czy dziwny niebieski promień to rzeczywiście statek matka? Czy powrócą po swój roczny zapas ,Jogobelli"? Tego dowiecie się w następnym odcinku ,,Bez tytułu"...!

 ____________

Podobno Chuck'a Norrisa ugryzła kiedyś kobra. 

Po paru dniach męczarni kobra zdechła xDD

~dreamsx33

Bez tytułu 3

W poprzednim odcinku:
Justin i Iwona uciekają przed urażonym emocjonalnie tubylcem z wnętrza Ziemi (co było dziwne, że w ogóle  tam ktoś mieszka, zważając żyjące w epoce prehistorycznej dinozaury). Ala i Nick biegną za nimi wszystkimi tak o, z czystego pragnienia mocnych wrażeń.

-Aaaa! aaa!- krzyczy Iwona, machając rękami.- Mamo! Jakiś brudny, lumpowy niechluj mnie goni! I..auu!
Nie dokończyła, bo wpadła na drzewo. Justin, myśląc teraz o makaronie i klopsikach w sosie mięsnym  nawet tego nie zauważył. Tubylec był tuż tuż. Nagle w oddali wszyscy usłyszeli ryk. Ala i Nick gwałtownie się zatrzymali przed sapiącym człowiekiem, który, o zgrozo, zgubił w biegu opaskę na biodra.
Zza drzew wyłonił się nagle..ogromny tyranozaur! Ala do niego podeszła i pogłaskała w nogę (no tak, inne dziewczyny mają małe pieski, kotki, chomiczki, tarantule, ale Ala ma dinozaura, bo to takie oryginalne...)
-Dobry Rexiuu..tak..mama cie kocha...(what the..?)
-Nie jesteś jego matką.- przypomniała jej Iwona.
-Ciiś..on nie musi wiedzieć.
Za Rexem stał jakiś mały, inny dinozaur. Widać, że było to jego dziecko.
-No pięknie...to ty się szlajasz nie wiadomo gdzie i zapładniasz dinozaurzyce (rozpłodowiec jeden),  kiedy ja szukam wyjścia z tej dziury? Dosyć tego, zabieramy się stąd.- powiedziała i odwróciła się na pięcie. Rex pomachał jej na pożegnanie swoją krótką łapką.
Nastała noc. Ale nikt nie spał. Wszyscy zastanawiali się, jak mają się wydostać z wnętrza ziemi. Nagle światło zgasło i.....
-I znowu wywaliło korki.- mruknął Nick.
Wszyscy stali na wielkiej pustyni. Ala spojrzała na zegarek.
-No pięknie...przenieśliśmy się do prehistorii.
-Ey...masz zegarek, który ci mierzy epoki? Fajny! Ja też taki chcę! Skąd go masz?- napaliła się Iwona.
-Od kolesiów z FBI.- pochwaliła się Ala. (tak, pewnie im rąbnęła jak ją przesłuchiwali)
Poszli przed siebie i wkrótce ujrzeli niewielki głaz. Koło niego kręciło się 3 człekokształtnych. Dwóch z nich przywiązywało tego trzeciego i już, już mieli go dźgnąć patykiem, kiedy nagle...
Justin bohatersko rzucił się na goryli i powalił ich swoją skromną znajomością karate. (czytać: Justin podbiegł do nich, a oni uciekli, gdy zobaczyli jego twarz)
Po krótkiej naradzie (która trwała tylko 3 godziny) wszyscy postanowili, że nowy przybysz idzie z nimi. Oczywiście dziewczyny były przeciwko, bo okazało się, że to napalony zboczeniec, ale chłopcy się uparli.
-A srajcie się!- krzyknęła Ala i poszły z Iwoną w przeciwną stronę.
Weszły głębiej w las. Gdy znalazły wodę, pożywienie i schronienie, zrobiło się im żal chłopaków i postanowiły ich poszukać.
Chłopcy tymczasem (i Dope- bo okazało się, że tak ma na imię człekokształtny, który umiał mówić) stanęli na środku polanki i postanowili znaleźć sposób na obronę przed dinozaurami. Dope wyjął pojemnik z jakimś żółtym płynem i wyjaśniał na czym to ma polegać.
-Więc tak..oblejemy się moczem dinozaura i wtedy zamaskujemy nasz zapach.
-Czekaj..czegoś nie rozumiem..stałeś pod klejnotami dinozaura i łapałeś jego siki do butelki?- spytał JB.
Nastała chwila ciszy.
-Tak..właśnie tak.- Wyjaśnił Dope, po czym wylał na siebie połowę zawartości butelki. - Och..taak..jaka odświeżająca kąpiel..o..o nie...trochę szczypie w oczy..moje oczy..piecze! piecze! aaa! pieczee!
Nagle przyszedł jakiś mały dinozaur i zlał się na nogę panikującego Dope'a.
-Ha. A widzisz. Nawet zlanie się szczynami dinozaura nie pomogło. - Nick widać miał z tego niezły ubaw.
Chłopcy dołączyli do dziewczyn i poszli spać. Z wyjątkiem Dope'a, który musiał się umyć, żeby wejść do namiotu. A że w okolicy nie było żadnego jeziorka.....
Wrócił po godzinie. Jak się okazało znalazł bagnistą kałużę pełną spermy tyranozaura. Ze względu, że nikomu nie powiedział gdzie się umył mógł spać w namiocie.
Wcześnie rano Iwona z Justinem poszli poszukać czegoś prymitywnego do jedzenia. Gdy dotarli do krzaczka z fioletowymi owocami tak się napalili ich kolorem, że wszystko zjedli. Niestety były to szkodliwe owoce i zaczęły się zwidy. Wydawało im się, że są na łące i bawią się w berka. Gdy tak biegli [to im się nie zdawało] wpadli przez przypadek na brzuch spasionego i zarośniętego faceta.
- Pochwalony... - wyjąkał Justin po tym jak jagódki przestały działać. Dzikus popatrzył na nich krzywo.
- Wiecie co robię tu z intruzami takimi jak wy ? - zapytał.
- Yyy... Miziacie po brzuszkach ? - zapytał przestraszony Justin, podczas gdy Iwona uciekała. Grubas zaczął ich gonić. Po drodze mruczał coś do siebie, że lubi się znęcać. Iwona pociągnęła Justina do jakiejś malutkiej jaskini. Tubylec przebiegł obok, zauważył że uciekli, zaryczał wściekle i poszedł.
- Haha.. Mój mózg zasługuje na pochwałę (jaki mózg?) - zaśmiała się Iwona, dumna z kryjówki. - Brawo mózgu. Chociaż jeden pomysł z głowy, a nie z dupy...
Po minucie siedzenia w jaskini, dla bezpieczeństwa, Justin zaczął się wiercić.
- Ja chcę bananka ! - zaczął marudzić.
- Dobra, spadamy stąd. - stwierdziła Iwona na skraju wytrzymałości.
Gdy doszli, Ala z Nickiem już przygotowywali śniadanie. Tuż przed ogniskiem Justin upadł na twarz i zaczął jęczeć, bo walnął się w brzuch. Gdy Ala zobaczyła ich miny popatrzyła na nich z ciekawością.
- Gdzie wyście byli po to żarcie ? - zapytała. Justin i Iwona zaczęli jedno przez drugie opowiadać swoją wersję wydarzeń.
- Hej ! - krzyknął Nick. - pogadajmy na spokojnie.
- Okey.. W pełni popieram, ale czy ktoś widział moją śledzionę ?  - zapytał JB zdezorientowany, trzymając się za brzuch.
Zaczęły się wielkie poszukiwania śledziony Justina. Nawet Ala i Nick dali się w to wciągnąć (pomijając szczegół, kiedy to Iwona sypnęła im trochę gumi jagódek do jedzenia). Po godzinie szukania wyszli znowu na pustynię. Przed nimi rozciągała się zgraja ogromnych dinozaurów. Kiedy już wszyscy myśleli, że to ich koniec, a Nick zaczął przepisywać swoje majtki z dniami tygodnia swojej młodszej siostrze, gady zaczęły nagle tańczyć breakdance. Pozostali się do nich przyłączyli i zaczęła się wielka imprezka. Niedaleko nawet znalazł się motel z basenem. Dope stanął w kolejce po drinka i zaczął coś bredzić.
-On mówi ze załatwi nam tutejsze koktajle.- powiedziała Ala, o dziwo rozumiejąc kolegę.- To jakaś mocna rytualna mieszanka.
W tym samym czasie, gdy Dope mówił, a Ala tłumaczyła, chłopy odebrali swoje koktajle i zaczęli je pić.
- Ale są skutki uboczne.- ciągnęła dalej Ala.- Możecie mieć po tym zawroty głowy, wymioty, głupotę, upośledzenie umysłowe i możecie widzieć ogolone pingwiny (czyli norma, to wszystko już widzą na co dzień..)
Nick i JB popatrzyli na Alę przerażeni.
-To chyba jakiś narkotyk.- dokończyła.
Kiedy Ala i Iwona poszły na miasto z dinozaurami,  naćpani chłopcy i Dope zostali nad basenem.
-Stary..kocham cie..- powiedział Dope do JB.
-I ja też cię kocham..
-O...dam dyche za to, że go pocałujesz.- powiedział Nick do Justina.
-No jasne, chodź tu...- powiedział JB i zwalił się na kumpla. Ten się zrzygał.
-O fe...nie..teraz nie chce cię całować! Zabierz go!. - krzyknął chłopak i zwalił człekokształtnego do basenu.
W tym samym czasie wróciły Iwona z Alą i zdołały ocalić topielca. Po 2 godzinach Nick, Justin i Dope przytulili się do siebie i siedzieli przy ognisku.
-Wyglądacie jak pedały.- powiedziała Ala.
-Spieprzaj ode mnie, pedale!- krzyknął Nick i odtrącił resztę.
Wszyscy wkrótce zasnęli przy dogaszającym ognisku.
Rano Ala z Nicholasem obudzili Iwonę i Justina i zwinęli się jak najdalej od Dope'a. I gdy tak szli i szli po prehistorycznych ziemiach, mijając dinozaurze jaja, przed nimi zamajaczył jakiś wysoki budynek. Na początku myśleli, że to fatamorgana. Znaczy.. Ala z Nickiem tak myśleli, bo Iwona i Justin już biegli w kierunku budowli. Jednak gdy walnęli w ścianę wszystkie wątpliwości się rozwiały. Tak oto przed nimi stał ogromny gmach..
- Kino ! - pisnęła Iwona. Ala z Nickiem przejrzeli repertuar i zastanawiali się jak wkręcić się na film. Justin stał wpatrzony w jakiś plakat. Nikt nie zastanawiał się co kino robiło w środku prehistorycznej dżungli.
Po 5 min. Ali i jej chłopakowi udało się władować na film sensacyjny. Iwona z JB z nudów zaczęli patrzeć na wyświetlane filmy.
- Gdzie... on... jest ?! - wysyczała Iwona z wściekłością, mając na myśli film, który powinien mieć premierę dzisiaj. (tak, nasza droga Iwonka jak miała jeszcze fazę na Justina czekała na ,Never say never' ale na naszym zadupiu nie puszczali tego w kinach, więc TheS. postanowiła się wyżyć w opowieści xD) Justin również nie był zachwycony, nie widząc ukochanego tytułu na spisie.
- Podpalmy to trzeciorzędne kino ! - powiedział Justin wybuchając spazmatycznym śmiechem. Iwona walnęła go prawym sierpowym.
- Auu ! - zawył chłopak - A to za co ?!
- No wiesz.. myślałam, że dostaniesz konwulsji ze śmiechu.. - powiedziała i pomogła mu wstać. Jak tylko Justin otrzepał swoje ubranie, ochroniarz wyszedł, ciągnąc za sobą Alę i Nick'a.
- I żebym was tu więcej nie widział ! - krzyknął i wyrzucił ich w piach. Skoro każdy był obrażony na kino, nie było przeszkody, żeby nie wywołać 'małego' pożaru.
Akcja przebiegła zgodnie z planem. Iwona wylała 3 litry benzyny, Ala zapaliła i rzuciła zapałkę, chłopcy osłaniali tyły. Gdy budynek wybuchł i wszystko stanęło w ogniu, nasi bohaterowie, tak jak na filmach, szli w spowolnionym tempie, ciemnych okularach i skórzanych kurtkach. W powietrzu latało mięso, popcorn i postrzępione plakaty.

Wszyscy szli przez pustynie, szukając nie wiadomo czego. Nagle ich oczom ukazał się...samolot. Taki pasażerski, stary, w kolorze pomarańczowym. Nick i Justin zaraz się napalili na lot i wsiedli szybko do środka. Dziewczyny do nich dołączyły.
-A Stanisława leci z nami, nie?- spytał JB z nadzieją.
Stanisławą okazał się kościotrup, który leżał w samolocie. Bez słowa komentarza, Ala i Iwona usiadły i zapięły pasy. Grat o dziwo ruszył i wszyscy wzbili się w przestworza. Gdy chłopcy nic nie widzieli, Iwona złapała za szmaty Stanisławę i wyrzuciła. (Nie! Stanisława! Trzymaj się!)

Lecieli tak już od dobrych paru godzin. Ze względu na to, że wlecieli w strefę lotną ptaków, mało się nie pozabijali. W dodatku w powietrzu unosiły się jakieś opary i każdy widział kolorowe pegazy. (pegazo-jednorożco-żyrafo-dinozaury! xD)
-Boobby!- Ala przypomniała sobie o swoim starym przyjacielu.
-Gdzie!? Który to?!- Iwona brała krótką lekcje karate.
-Ey...ja muszę za krzaczek...- powiedział Nick i spróbował wylądować.
Ale Nick'owi za bardzo się spieszyło w ustronne miejsce i rozwalili się na pierwszym lepszym drzewie. Następnie okazało się, że pegazy nie były złudzeniem. Otoczył ich krąg jednorożców (pf, pegazy a jednorożce to dwie różne rzeczy..) i zabrały na tęczy do swojej magicznej krainy. Dały im jeść i pić, a po cudownie spędzonej nocy.... na grze ,,przypnij ogon do jednorożca", wstali wcześnie rano przywiązani linami do kijów nad ogniskiem. Okazało się, że pegazami były.....przebrane złe karły! (o, nie! I co się teraz stanie z naszymi bohaterami? O.O)
-Hu ha ho! Johnny Bravo!- krzyknął Justin i uwolnił wszystkich z lin. (eee?)
-Ah jo..jestem Goofy.- powiedziała Ala i dostała napadu głupawki.
-A wszystko po to..by nasz lud był bezpieczny...- Iwona wczuła się w klimaty.
-Y...a ja nic nie wymyślę. - stwierdził Nick i pchnął szefa karłów do ogniska. Ten zaczął się wydzierać, za to lud karłów włożył Nick'owi na głowę koronę, okrzyknął go nowym władcą i kazali rządzić swoim małym państwem przez 30 dni, bo potem go i tak zjedzą. Nicholas, po krótkim namyśle, przyjął propozycję, aby potem, wraz ze swoimi przyjaciółmi, uciec w super nowoczesnym poduszkowcu.
Wylądowali nad urwiskiem, gdzie latały gigantyczne motyle z ADHD. Obserwowali jak taki jeden dostał spazmów.
-Andrzeju! Lecę do ciebie!- krzyknął. Jeb w drzewo. Posypały się skrzydełka i motyl poleciał na ziemię.

cdn...


______________

Cześć....tym jednostkom, które jeszcze postanowiły czytać lub przeglądać te głupoty xD
Jest jeszcze kolejna seria, nie wiem po co, to chyba tak dla siebie...
 
~dreamsx33